Pieczątka zwykle kojarzy nam się biurokracją i utrudnieniami. Ile razy komuś urzędnik odmówił przyjęcia dokumentu z powodu braku odpowiedniej pieczątki. To jednak specyfika nie tylko polska, ale dość charakterystyczna cecha krajów dawnego bloku socjalistycznego.
Pieczątkami stoi też branża lekarska. Recepty bez pieczątki aptekarz nie przyjmie. Co jednak, jeśli na recepcie poza pieczątką z danymi osoby ją wystawiającej znajdziemy jeszcze jedno, albo kilka innych odbić.
Rozporządzenie w sprawie recept lekarskich nie zakazuje umieszczania części informacji na recepcie w formie pieczątki. Zgodnie z jego brzmieniem: „wystawienie recepty polega na czytelnym oraz trwałym naniesieniu na awersie recepty, w tym za pomocą wydruku, treści obejmującej dane określone w rozporządzeniu”. Na recepcie poza danymi dotyczącymi przepisanych produktów, można dodatkowo zamieścić adnotację „nie zamieniać” lub „NZ”.
Przez rynek farmaceutyczny od lat przetacza się dyskusja i spór o stosowanie pieczątek odbijających napis „nie zamieniać”. Nie da się ukryć, że powstaje w ten sposób na recepcie adnotacja, która blokuje aptekarzowi możliwość wymiany przepisanego specyfiku na inny. Nie da się też ukryć, że pieczątka z nazwą leku i dawkowaniem jest bardzo wygodna dla lekarza. Poniekąd jest też dobra dla aptekarza, bo w większości przypadków odbicie pieczątki będzie bardziej czytelne niż lekarski charakter pisma. Recepty z pieczątkami są bez dwóch zdań zgodne z prawem.
Jednakże zbyt daleko idące ułatwienie polegające na łączeniu w jednej pieczątce danych identyfikujących przepisany lek oraz zakazu zamiany, może jednak rodzić wątpliwości. Są to jednak bardziej uwagi natury etycznej niż prawnej.
Na kanwie tego tematu, można dyskutować również o przepisywaniu wyłącznie substancji czynnej na recepcie, a nie stosowaniu nazw handlowych. Tak się dzieje w Wielkiej Brytanii. Polski model refundacyjny nie jest jednak na takie rozwiązanie gotowe. Kolejna rewolucja nie wyszłaby nam zapewne na dobre.