Polacy coraz częściej skarżą się na instytucje ochrony zdrowia i trudno im się dziwić, biorąc pod uwagę bardzo niskie nakłady finansowe, jakie na ten ważny sektor przeznacza nasze państwo. I choć jak mówią politycy, nakłady te z roku na rok rosną, to wciąż są zdecydowanie za niskie, aby pokryć potrzeby zdrowotne mieszkańców naszego kraju. Jeśli chodzi o wydatki publiczne przeznaczane na ochronę zdrowia, zarówno pod względem % PKB jak i wydatków „per capita” jesteśmy na szarym końcu wśród państw europejskich.
Do tego wszystkiego NFZ ma coraz większe problemy finansowe i niestety kosztem pacjentów będzie musiał walczyć o zbilansowanie przychodów i wydatków. Jak ostatnio powiedzieli przedstawiciele tej instytucji, deficyt płatnika na koniec roku wyniesie od 1,3 do 2 mld zł. Nie nastraja to optymistycznie… Prezes NFZ Agnieszka Pachciarz planuje przeznaczyć większe środki na profilaktykę i jest to z jej strony bardzo dobre posunięcie, ale jego pełne efekty będą widoczne dopiero za kilka lat. Z pustego i Salomon nie naleje, dlatego bez zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia przez państwo, nawet osoby będące świetnymi ekonomistami i strategami nie podołają zadaniu zapewnienia pełnego bezpieczeństwa zdrowotnego Polaków. Dlatego już teraz niezbędne są zdecydowane kroki mające na celu zreformowanie systemu i zasilenie go dodatkowymi środkami finansowymi.
Duża część Polaków na pytanie: „Jaki poziom opieki zdrowotnej chciałaby mieć w szpitalach i przychodniach?” odpowiedziałaby zapewne, że taki „na poziomie europejskim”, niektórzy, choć nigdy w USA nie byli i w rzeczywistości nie bardzo orientują się jak funkcjonuje amerykański system, powiedzieliby, że woleliby jednak opiekę „na poziomie amerykańskim”. Prawda jest taka, że każdy z nas nieco inaczej, interpretuje znaczenie słów „poziom opieki medycznej”. Różnice mogą być bardziej lub mniej subtelne. Dla części osób najważniejsza jest dobra dostępność do usług medycznych, dla innych wysoki ich poziom, w tym lekarskie zaangażowanie i fachowość. Znajdą się i tacy (są to zwykle ci całkiem zdrowi, a do tego z dużym poczuciem humoru), którzy powiedzą, że dla nich najważniejsze są ładne i sympatyczne pielęgniarki, czy luksusowe wyposażenie i piękny wystrój szpitalnych sal. Wiadomo – ilu ludzi, tyle różnych wizji doskonałości i opinii na temat własnych oczekiwań. Jednak, gdy do tematu podejdziemy zupełnie na poważnie, to na pewno wszyscy chcielibyśmy, aby poziom opieki medycznej był na jak najwyższym poziomie, a przede wszystkim, by tzw. powszechny dostęp do niej, był nie fikcyjny, a rzeczywiście realny.
Z kolei, gdyby ankieter zapytał przeciętnego Polaka o wysokość nakładów, jakie nasze państwo przeznacza na ochronę zdrowia swoich obywateli, to zapewne bardzo trudno byłoby uzyskać konkretną, a tym bardziej zgodną z oficjalnymi danymi odpowiedź, wyrażoną np. w odsetku % PKB lub w kwocie, jaką nasze państwo rocznie przeznacza na ochronę zdrowia statystycznego Polaka. Wszyscy chcemy mieć wysoki poziom ochrony zdrowia, ale nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe przy wydatkach znacznie niższych, niż te, jakie na ochronę zdrowia swoich obywateli ponoszą inne państwa europejskie.
Ale zmieniając nieco temat, bo trochę się rozpisałem… Jak donosi prasa od 1 lipca około 79 poradni na Pomorzu może stracić kontrakty. Wiele z zagrożonych poradni to renomowane ośrodki, w których leczą się tysiące chorych. Decyzje pomorskiego oddziału NFZ wzbudzają oburzenie zarówno pacjentów, lekarzy, jak i władz samorządowych oraz lokalnych parlamentarzystów. Powodem podejmowania tego typu decyzji nie tylko na Pomorzu, ale i w całym kraju są często wyśrubowane warunki stawiane podmiotom medycznym, które nie są w stanie im sprostać. Jednym z głównych i narastających problemów jest coraz częstszy problem z dostępem do lekarzy specjalistów, którzy znając swoją wartość na rynku pracy, a także bojąc się wysokich kar za drobne i niezamierzone przewinienia, postanawiają zakończyć dotychczasową współpracę z NFZ. Nic dziwnego, że mając w perspektywie znacznie lepsze i bezpieczniejsze warunki oferowane im często przez prywatne poradnie, niepodpisujące kontraktu z NFZ lub przenosząc swoją działalność do gabinetów prywatnych odcinają się od instytucji płatnika. Na internetowych portalach medycznych coraz częściej można znaleźć ogłoszenia lekarzy specjalistów chętnych do nawiązania współpracy z placówkami medycznymi, ale z wykluczeniem pracy na tzw. „kontrakcie z NFZ”. Często, jeśli nie ma takiej informacji w ogłoszeniu, to jest ona przekazywana potencjalnemu pracodawcy już podczas wstępnej rozmowy. Pacjent mając w perspektywnie np. 10 miesięczny okres oczekiwania na wizytę do specjalisty, często wysupła ostatni grosz i zapłaci, bo zdrowie jest przecież dla większości z nas najważniejsze.
W niektórych specjalizacjach wycena specjalistycznej porady lekarskiej przez NFZ jest tak niska, że zakrawa o kpinę. Podczas rozmów polskich lekarzy z medykami pracującymi za granicą, ci ostatni nie są w stanie uwierzyć w informacje dotyczące wyceny świadczeń medycznych w Polsce , sądząc, że jest to jakiś żart. Nie wierzą, że praca lekarza i zdrowie pacjenta mogą być tak nisko wyceniane…
Niedoszacowana wycena przez NFZ procedur i zabiegów medycznych świadczonych nie tylko w Podstawowej Opiece Zdrowotnej, w szpitalach, ale przede wszystkim w Ambulatoryjnej Opiece Specjalistycznej doprowadzi do sytuacji, że pacjent, który zechce być szybko leczony przez specjalistę, będzie musiał za taką poradę po prostu zapłacić. Ci, których na to stać już dawno tak robią, wiedząc, że dzięki temu mają zapewnioną wyższą jakość opieki medycznej. Inni już teraz powinni powoli odkładać pieniądze na wypadek choroby, a wszystko dlatego, że państwo niestety ma inne priorytety, o wiele ważniejsze niż ochrona zdrowia własnych obywateli.
Na szczęście (choć nie w każdym przypadku) dla tych biedniejszych pacjentów są wśród lekarzy również i tacy, którzy nadal będą pracować w poradniach specjalistycznych mających podpisane kontrakty z NFZ. Jednak ci, aby nie zapewniać swoim pracodawcom strat (co skończyłoby się ujemnym wynikiem finansowym, a w konsekwencji groziłoby zamknięciem poradni), często zmuszeni są do przyjmowania większej ilości pacjentów , kosztem skrócenia czasu wizyty i ograniczania liczby zlecanych badań lub odstąpienia od ich wykonania. Jakie może mieć to konsekwencje dla chorego, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć... Niestety coraz krótszy czas wizyty, a przez to gorsza jej jakość, brak zlecanych badań, szczególnie tych bardziej kosztochłonnych nie wyjdą pacjentom na zdrowie.
Bo, czy można zebrać dokładny wywiad chorobowy, zbadać pacjenta i przepisać mu leki jednocześnie sprawdzając poziom zmieniającej się co dwa miesiące refundacji każdego z nich i wydać odpowiednie zalecenia często w ciągu niespełna 10 minut? Czy można dokładnie zdiagnozować chorobę, rezygnując z wykonania istotnych dla rozpoznania badań , tylko dlatego, że są drogie, a płatnik nie chce w pełni pokryć ich kosztów? Takie są polskie realia... Pacjentem w Polsce strach być! Doskonale wiemy o tym my lekarze, wiedzą też o tym nasi Pacjenci. Lekarz zatrudniony w poradni mającej podpisany kontrakt z NFZ w tym samym czasie przyjmuje 2-4 razy większą liczbę pacjentów, w porównaniu do lekarza pracującego w innych "normalnym" kraju Unii Europejskiej. Czy można w takim przypadku mówić więc o wysokiej jakości świadczeń medycznych w Polsce?
Najbardziej smutny w tym wszystkim jest brak prawdziwej odpowiedzialności państwa za chorych. Co więcej, decydenci dodatkowo starają się przerzucić swoją winę za zły stan ochrony zdrowia na lekarzy, skutecznie odwracając społeczną uwagę od tego, co najistotniejsze, czyli finansowania ochrony zdrowia. Przykładem na to jest odpowiednio medialnie nagłośniona nagonka na uznawany za jeden z najlepszych na świecie polski Kodeks Etyki Lekarskiej. Są sprawy ważne i ważniejsze, a mądrzy i odpowiedzialni ludzie powinni wiedzieć, że rozsądek nakazuje zajęcie się najpierw tymi najważniejszymi sprawami, od których zależy ludzkie zdrowie i życie. Niestety doskonale skryta manipulacja społeczna, działania z zakresu marketingu politycznego, mające na celu ratowanie - nie pacjentów, a „spadających” sondażowych słupków oraz ambicje polityczne niektórych osób w Polsce przesłaniają prawdziwy interes i dobro chorych. Aby rzeczywiście przekonać się, jakie znaczenie dla polskiego rządu (nie tylko obecnego, ale i poprzednich, bo zdrowie w Polsce od wielu lat nigdy nie było prawdziwym priorytetem) ma finansowanie ochrony zdrowia w Polsce, wystarczy zapoznać się z oficjalnymi danymi dostępnymi na stronach instytucji Unii Europejskiej lub WHO. W prosty sposób, każdy z nas może sprawdzić, jaki odsetek Produktu Krajowego Brutto lub jakiego rzędu kwoty w przeliczeniu na statystycznego obywatela są wydawane na zdrowie w Polsce, a jakie w innych krajach europejskich. Przeglądając te dane możemy również przekonać się jak duży niedobór lekarzy mamy w Polsce w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców. Dane te są bardzo czytelne, a przez to bardzo niepokojące! Przy obecnej nagonce na lekarzy, przeciążeniu ich pracą, dokładaniu obowiązków administracyjnych, jakich nie mają lekarze na całym świecie oraz przy ignorowaniu potrzeb pacjentów i skandalicznie niskim finansowaniu ochrony zdrowia może być tylko gorzej. Nam, lekarzom i pacjentom pozostaje więc apel: Politycy obudźcie się, póki nie jest za późno!