Można by na początek zacytować wers z piosenki „a miało być tak pięknie”. Lektura założeń zmian w ustawie refundacyjnej opublikowanych przed kilkoma miesiącami mogła prowadzić do wniosku, że dostrzeżono wiele problemów, że wiele da się zmienić na lepsze.
Projekt przepisów, który pojawił się przed tygodniem czytam już po raz kolejny i ciągle nie mogę się nadziwić. Na pierwszy rzut oka odpowiada założeniom. Zwiększa się obowiązek informacyjny przy zamianie leków w aptece, zwiększa się zakres produktów, na które lek można wymienić, czy wreszcie usunięto przepis nakazujący szpitalom kupować leki w cenie najtańszych produktów, co na skutek tworzenia dużych grup limitowych, ograniczało dostęp do najnowszych terapii. Problemy te były rozwiązywane komunikatami z wykładnią często naginającą treść regulacji.
Im bardziej jednak zagłębiam się w brzmienie konkretnych regulacji, tym więcej nowych problemów i niejednoznaczności dostrzegam. Co więcej, część regulacji, które miały ulec doprecyzowaniu vel poprawieniu w praktyce stanowi usankcjonowanie dzisiejszych nieprawidłowości. O ile teraz niektóre zachowania można piętnować na gruncie przepisów ustawy refundacyjnej czy procedury administracyjnej, o tyle po nowelizacji okażą się one być (o dziwo) zgodne z literą prawa. Chyba jednak nie o to chodziło.
Ustawa refundacyjna doprowadziła do problemów z powodu braku gruntownych konsultacji regulacji, a następnie dowolności w interpretacjach nieprecyzyjnych przepisów. Teraz Ministerstwo Zdrowia dało czas na przedstawianie uwag do 19 października. Dobrze byłoby, żeby tym razem napływające spostrzeżenia i propozycje rozwiązań zostały gruntownie przeanalizowane, zwłaszcza że nowe regulacje mają zacząć obowiązywać już od 1 stycznia 2014 r.
Sprawa definiowania odpowiednika czy podobieństwa wskazań, jak też kwestie wzajemnych relacji cen są niezwykle istotne. Mają one bowiem realny wpływ na ceny, które potem pacjenci płacą w aptekach. Sprawa jest istotna zwłaszcza teraz, kiedy na negocjacjach padają żądania kolejnych obniżek cen leków, które mogą doprowadzić do przetasowań w dostępności i cenach produktów po Nowym Roku. Sama zaproponowana w negocjacjach cena, przy nieprecyzyjnych regułach wyznaczania odpłatności pacjenta za lek, jest w gruncie rzeczy niewiele warta.
Żeby jednak nie kończyć w tonie krytycznym, należy pochwalić autorów ustawy za propozycję nowego art. 17 ust. 5 ustawy, zgodnie z którym „członkowie komisji [negocjującej ceny i warunki refundacji produktów, na które wydajemy miliardy złotych] są obowiązani do merytorycznego przygotowania do negocjacji, w tym znajomości dokumentów negocjacyjnych”. To nie żart...