Z początkiem nowego roku wchodzi w życie pakiet onkologiczny. W ocenie większości ekspertów nie jest on gotowy do wprowadzenia w tym terminie. Wydaje się, że po prostu zabrakło czasu na dobre przygotowanie zmian, a zwłaszcza na dopracowanie szczegółów, od których zależy sprawne funkcjonowanie nowych rozwiązań.
Wiosenny pośpiech okazał się złym doradcą. Zmiany mają dotyczyć kilkudziesięciu tysięcy lekarzy, pielęgniarek, techników i rejestratorek oraz setek tysięcy pacjentów, a projekty ministerialnych rozporządzeń dopiero w październiku zostały skierowane do konsultacji społecznych.
Nikt nie wątpi, że rozporządzenia zostaną opublikowane jeszcze w tym roku, ale pozostają pytania, czy przy takim tempie prac da się zapewnić odpowiednią jakość i funkcjonalność regulacji, czy wystarczy czasu na szkolenia personelu, wprowadzenie koniecznych zmian organizacyjnych, czy wreszcie poinformowanie ubezpieczonych. Skojarzenie z bałaganem towarzyszącym wejściu w życie ustawy refundacyjnej nasuwa się samo.
W przypadku pakietu onkologicznego nie ma jednak konieczności jego wprowadzania z początkiem roku, a na fundowanie dodatkowych stresów pacjentom z podejrzeniem choroby nowotworowej, w związku z niedostatecznym przygotowaniem zmian, nie może sobie pozwolić rząd. Jest jeszcze czas na refleksję. Podobną sytuację mieliśmy z ustawą o systemie informacji w ochronie zdrowia.
Od dawna było wiadomo, że termin 1 sierpnia 2014 r. na odejście od papierowej dokumentacji medycznej jest nierealny. Na szczęście, dwa miesiące przed tym terminem pojawiła się poselska inicjatywa legislacyjna przesuwająca o trzy lata moment wprowadzenia wyłącznie elektronicznej dokumentacji medycznej. W przypadku pakietu onkologicznego tak długi okres, oczywiście, nie jest potrzebny. Powinno wystarczyć kilka, najwyżej kilkanaście miesięcy i to w odniesieniu do części zmian.
Jednym z przykładów, potwierdzających tezę o niedojrzałości pakietowych rozwiązań, jest projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie wzoru karty diagnostyki i leczenia onkologicznego. Ten liczący siedem stron formatu A4 dokument ma być, zgodnie z wiosennymi zapowiedziami ministra zdrowia, najważniejszym instrumentem zapewniającym pacjentom skrócenie kolejek do specjalistów i przyspieszenie leczenia onkologicznego.
„Zielona karta”, w wypowiedziach przedstawicieli rządu, od początku była symbolem zmian. W Internecie bez problemu można trafić na fotografię ministra Arłukowicza trzymającego w ręku, w czasie konferencji prasowej, zieloną książeczkę z czytelnym z daleka napisem „karta pacjenta” i „szybka terapia”. Przywiązanie do papierowego symbolu okazało się tak silne, że zapomniano o jednoczesnym wprowadzeniu przez rząd powszechnego obowiązku prowadzenia indywidualnej dokumentacji medycznej w postaci elektronicznej.
Po ostatniej nowelizacji wchodzi on wprawdzie w życie za dwa i pół roku, ale czy nie należało w przypadku pakietu onkologicznego zacząć od razu od karty i rejestru w postaci elektronicznej? Z doświadczeń europejskich wiadomo, że ucyfrowienie łatwiej wprowadza się etapowo, zaczynając od wybranych dziedzin, np. onkologii. Spore zamieszanie może też dotyczyć list oczekujących, które od 1 stycznia będą prowadzone wyłącznie w postaci elektronicznej. Jednocześnie bowiem nałożono na świadczeniodawców obowiązek dołączania do listy oczekujących oryginału skierowania. Chodzi o to, by pacjent mógł się zapisać w kolejce wyłącznie w jednym miejscu. Tylko jak połączyć papier z zapisem cyfrowym?