Każdy człowiek przypisuje zdrowiu jakąś wartość i dla większości z nas jest ono bardzo cenne. W normalnie funkcjonującym kraju zdrowie obywateli powinno również stanowić wysoką wartość dla osób odpowiedzialnych za państwo. Nie trzeba być wielkim ekonomistą, by wiedzieć, że pieniądze są najbardziej ogólną formą wyrażania wartości, a więc wydatki na ochronę zdrowia w Polsce
w przeliczeniu na statystycznego obywatela na tle innych krajów UE doskonale ukazują, jak „dużą” wartość dla decydentów stanowi zdrowie Polaków.
Patologiczny system ochrony zdrowia, z którego rządzący bez wzrostu nakładów próbują jak w czasach PRL-u wycisnąć 200% normy, w opinii wielu lekarzy i pacjentów stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia. Medialne „skracanie kolejek” przez polityków bez zwiększania wydatków na ochronę zdrowia, chyba nie tylko nam lekarzom wydaje się być jedynie kiepskim fortelem mającym uspokoić narastający niepokój pacjentów. Fortelem, który zamiast poprawić rzeczywistą dostępność do usług zdrowotnych, spowoduje znaczny spadek i tak kiepskiej ich jakości.
Wśród państw Unii Europejskiej Polska znajduje się na szarym końcu, zarówno pod względem środków przeznaczanych na leczenie statystycznego obywatela, jak i pod względem liczby lekarzy przypadających na 1000 mieszkańców. Pomimo tego, nie są proporcjonalnie zwiększane nakłady na zdrowie, a lekarzy zamiast odciążać, obarcza się dodatkowymi obowiązkami administracyjnymi, takimi jak np. konieczność określania odpłatności każdego z przepisywanych leków, których stopień refundacji zmienia się co 2 miesiące.
Polscy decydenci zapomnieli, że głównym zadaniem lekarza jest diagnostyka i leczenie chorych. W Polsce z lekarzy z łatwością zrobiono urzędników, którzy muszą szukać oszczędności, skupiać się na zagadnieniach ekonomicznych, a nie na rzeczywistych zdrowotnych potrzebach pacjenta. Taka polityka jest bardzo niebezpieczna dla chorych.
Coraz więcej szpitali w Polsce wprowadza programy oszczędnościowe. Trudno się temu dziwić, gdyż dyrektorzy szpitali muszą radzić sobie ze wzrastającymi każdego roku kosztami, bez wzrostu nakładów, co powoduje coraz większe zadłużanie się szpitali. Ordynatorzy otrzymują więc zadania mające na celu zaoszczędzenie określonych kwot, liczonych w dziesiątkach tysięcy złotych. Jeśli bliżej przyjrzymy się zakładanym planom, okazuje się, że bez drastycznego ograniczenia szpitalnej diagnostyki i oszczędności na lekach, nie uda się zrealizować zakładanych planów. Często jedynym wyjściem obok tych działań może okazać się redukcja liczby personelu medycznego. Wszystkie wyżej wymienione działania negatywnie wpłyną na proces leczenia chorych. Niedokładna diagnostyka zwiększa ryzyko powikłań i pogarsza rokowanie. Nie od dzisiaj wiadomo również, że np. niedostateczna liczba pielęgniarek wiąże się z większym ryzykiem pogorszenia stanu zdrowia i wzrostem ilości zgonów chorych hospitalizowanych. Podobnie jak przepracowany lekarz, który popełnia znacznie więcej błędów i w niektórych przypadkach może wręcz stanowić śmiertelne zagrożenie dla chorych. Do tego wszystkiego, jak pokazują badania, coraz większa liczba osób pracujących w sektorze ochrony zdrowia w Polsce z powodu przeciążenia obowiązkami, złych warunków pracy i znacznie niższych, niż w innych krajach europejskich wynagrodzeń - rozważa emigrację.
Skandalicznie niskie finansowanie ochrony zdrowia i oszczędności kosztem pacjentów nigdy nikomu „nie wyjdą na zdrowie”. Obserwując działania polityków można odnieść wrażenie, że polityka zdrowotna w naszym kraju z premedytacją zmierza do pozbycia się ciężaru, jaki osoby chore stanowią dla systemu. Do tego wszystkiego odpowiedzialność za fatalny stan ochrony zdrowia próbuje się perfidnie zrzucać na lekarzy. Właśnie przed chwilą w telewizyjnych wiadomościach usłyszałem, że zawód lekarza to zawód zaufania publicznego. Wszystko się zgadza, ale informacja ta przekazana była w kontekście śmierci pacjenta w jednym z łódzkich szpitali. Śmierci związanej najprawdopodobniej z decyzją zarządzających szpitalem, dotyczącą, jak ustalili dziennikarze - nie wykonywania części badań radiologicznych w dni weekendowe. To są wszystko efekty chorych oszczędności!
Każdy z nas może rozchorować się i odczuć skutki polityki chorych oszczędności. Jak mówią - „choroba nie wybiera”, dlatego warto już teraz zatroszczyć się o naprawę systemu oraz poprawę finansowania ochrony zdrowia i wyrazić swój sprzeciw wobec prowadzonej polityki. Tak się składa, że w dniu dzisiejszym otrzymałem zaproszenie na konferencję prasową, która odbędzie się w czasie pikiety organizowanej w dniu 15 maja br. przez OZZL pod siedzibą Ministerstwa Zdrowia. Dla osób które chciałyby wybrać się na pikietę i upomnieć o prawo do prawdziwej ochrony zdrowia i godnego leczenia, umieszczam poniżej fragment treści zaproszenia. Jeśli ma być lepiej – frekwencja musi dopisać, inaczej …obyśmy zdrowi byli.
„Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zaprasza na konferencję prasową (briefing), która odbędzie się w czasie pikiety, organizowanej przez OZZL przed siedzibę Ministerstwa Zdrowia
w dniu 15 maja 2014r. Początek pikiety godzina 12.00. Pikieta jest organizowana w celu publicznego wyrażenie protestu przeciwko działaniom i zaniechaniom rządu prowadzącym
do stałego pogarszania się sytuacji w publicznej ochronie zdrowia. Zasadniczym hasłem protestu jest: POWSTRZYMAJMY ICH! ( Rządzących - przed dewastacją ochrony zdrowia).
W Polsce musimy „powstrzymać ich” przed ciągłym oszukiwaniem społeczeństwa, któremu obiecuje się bezpłatną opiekę zdrowotną bez żadnych ograniczeń, a przeznacza na to rekordowo mało środków publicznych (liczonych odsetkiem PKB). Musimy „powstrzymać ich” przed ciągłym szkalowaniem lekarzy i innych pracowników, na których zrzuca się winę za złe funkcjonowanie publicznej ochrony zdrowia. Musimy „powstrzymać ich” przed traktowaniem spraw opieki zdrowotnej jako elementu gry politycznej i prymitywnej walki PR-opagandowej.”