Ostatnio wywalono na pysk jednego z ministrów, bo zaczął nas straszyć Niemcami.
Wizja takiego trochę enerdowskiego doktora Mengele, wystylizowanego na Laurence'a Oliviera w "Maratończyku", koniecznie w drucianych oprawkach okularów, grzebiącego w naszych, polskich zarodkach, poruszyła co prawda Obrońców Ojczyzny od Bałtyku aż po Tatry, ale jej autor wyleciał, bo od czasu "dziadka z Wermachtu" straszenie Niemcami nie jest trendy.
Nie chodzi tu wcale o same zarodki. Każdy ma prawo do własnej interpretacji problemów bioetycznych i absolutnie nie mam zamiaru stać się kolejnym wymądrzającym się pseudooratorem.
Zastanawiam się tylko, kto jeszcze uzyska za chwilę prawo do pouczania nas, do karcenia niepokornych, informowania niezorientowanych (szkoda, że wybiórczego), grzmienia z ambony, piętnowania z piedestału, wskazywania kierunków (oczywiście zgodnych z generalną linią partii), nazywania po imieniu (najchętniej własnym), słowem, kto jeszcze bezkarnie będzie mógł wsiąść za kierownicę pojazdu z napisem MOJE WŁASNE ŻYCIE, posadzić mnie samego na fotelu pasażera (na razie, potem mogę powędrować do bagażnika) i rozpocząć slalom po tematach, po których, zdawałoby się, rozum i wolna wola (które to podobno otrzymałem gratis, w promocji) powinny mi pozwolić poruszać się wedle własnego widzimisię.
Czy mój własny, prywatny światopogląd musi być zgodny z tym, co jest akurat trendy? Czy pierwszy lepszy celebryta przywieziony z Koziej Wólki i wpuszczony "na salony" (takie salony, jacy celebryci), przeważnie dziesięciokrotnie głupszy ode mnie, w końcu przestanie mi wmawiać, że ja tych Niemców to teraz mam lubić albo nie lubić?
LUBIĘ!!!
NIE LUBIĘ!!!
MOJA SPRAWA!!!
Żyjemy w kraju, w którym pytanie "jak żyć?" zadaje się prezesowi Rady Ministrów!
Super! Zostają jeszcze Miś Yogi, Natalia Siwiec i Justin Bieber!!!
I wtedy może już się dowiemy.
Oczywiście, ktoś powie, że samo pytanie było polityczną prowokacją, dotyczyło ekonomii, kosztów utrzymania itp. No pewnie że tak, nikt nie zaprzecza, ale zauważmy, że nawet premier wił się jak piskorz, zamiast wywalić prosto z mostu:
"CHŁOPIE,TO JEST TWOJE ŻYCIE! ŻYJ TAK JAK UWAŻASZ!"
Może taka odpowiedź odbiegłaby od tematu (tejże ekonomii, kosztów utrzymania, ceny masła), ale dałaby nam przeświadczenie, że cośkolwiek od nas zależy, że nie uważa się nas za "ciemny lud" (ten "co to kupi"), że byle gwiazdeczka nie będzie nas pouczać, co mamy robić, a czego robić nie powinniśmy.
AUTORYTET
To jest coś, czego każdy z nas potrzebuje. Społeczeństwo stałoby w miejscu, a na pewno rozwijałoby się wolniej, gdyby nie mozliwość wyciągnięcia wniosków z prób i błędów popełnianych przez swoich wybitnych przedstawicieli. Gdyby nie mogło korzystać z ich rad, z ich przykładów.
Dla jednego takim wzorcem będzie Jan Paweł II, dla innego Dalajlama - to jest naturalne, każdy chciałby się na kimś oprzeć, kogoś poradzić.
Problem zaczyna się wtedy, gdy taką osobą staje się Perfekcyjna Pani Domu!!
Wtedy z "gałami" wlepionymi w telewizor rozpoczynamy nasz powolny, otępiały marsz.
Przeważnie w kierunku sklepów.
Mówi się, że "jak barany". Ale nie, barany wybierają się raczej na łąkę poobcować nieco z naturą - chyba jednak są mądrzejsze.
Może warto się czegoś od nich nauczyć? Wyjść na łąkę, stanąć, spojrzeć w niebo i stwierdzić, że nikt nie ma prawa łazić buciorami po moim systemie wartości, że sam jestem dla siebie wystarczającą gwiazdą i celebrytą, żeby podjąć decyzję, co jest dobre, a co złe.
I w końcu powiedzieć na głos:
"Pocałujcie mnie w tyłek!!!"