We wrześniu ubiegłego roku Narodowa Rada Etyki Nauk Życia w Portugalii (CNECV) przedstawiła raport, w którym rekomenduje tamtejszemu ministrowi zdrowia wprowadzenie mechanizmów racjonowania dostępu do drogich leków stosowanych w chorobach nowotworowych, reumatoidalnym zapaleniu stawów oraz HIV/AIDS. Dokument powstał na prośbę ministerstwa zdrowia w związku z szybko rosnącymi kosztami farmakoterapii w leczeniu tych chorób. Tylko w pierwszym półroczu 2012 przekroczyły one łącznie 300 mln euro, czyli ponad 1,2 mld zł. Warto przypomnieć, że Portugalia liczy 10,5 mln mieszkańców. Autorzy raportu sugerują także racjonowanie kosztownej terapii w stanach terminalnych.
Przewodniczący Rady prof. Miguel Oliveira da Silva, bioetyk i lekarz, komentując raport, stwierdził, że żyjemy w społeczeństwie, w którym nie da się zapewnić wszystkim każdego możliwego leczenia. Racjonalizacja wydatków w poszczególnych obszarach powinna zapewnić jak najbardziej sprawiedliwą i zrównoważoną dystrybucję opieki zdrowotnej wśród wszystkich pacjentów. I postawił otwarte pytanie: czy dodatkowe dwa miesiące życia osoby w stanie terminalnym usprawiedliwiają wydatek rzędu 50, 100 czy 200 tys. euro?
Nie powinno dziwić, że takie postawienie sprawy, a przede wszystkim samo stanowisko Rady, wywołało żywą reakcję, zwłaszcza w środowiskach medycznych. Przewodniczący izby lekarskiej dr Jose Manuel Silva określił dokument jako nieludzki i niebezpieczny oraz zapowiedział zwrócenie się o wyjaśnienia do lekarzy – członków Rady. Pytał: jaki sens ma w takich okolicznościach misja służby zdrowia? Jeszcze ostrzej wypowiedziały się władze stowarzyszenia pacjentów, pisząc w swoim komunikacie, że argumenty Rady są absurdalne, a autorzy raportu pozbawieni człowieczeństwa. Zaproponowali nawet zmianę nazwy instytucji na Narodową Radę Etyki Nauk Śmierci.
Powyższe informacje przemknęły przez nasze media bez większego echa. Tymczasem problem racjonowania, czy mówiąc inaczej – rozdzielnictwa deficytowych świadczeń zdrowotnych – istnieje również u nas. To, że usługi medyczne należą do dóbr deficytowych, tj. takich, których nie ma i nie będzie pod dostatkiem dla wszystkich potrzebujących, jest oczywiste. Społeczeństwa mogą przeznaczyć na zdrowie tylko część swoich zasobów. My na dodatek przeznaczamy na ten cel znacznie mniej niż inni. Publiczne wydatki na opiekę zdrowotną wynoszą w Polsce mniej niż 5 proc. PKB, podczas gdy w Portugalii jest to 7,1 proc. Jednak nawet osiągnięcie poziomu 6,5 proc. – średniej dla 27 krajów UE – problemu nie rozwiąże. Dlatego, jak pisze bioetyk prof. Kazimierz Szewczyk, nie jest dzisiaj pytaniem, czy będziemy formułować priorytety, ale jak będziemy to czynić.
Jest to dzisiaj jedna z kluczowych kwestii polityki zdrowotnej. Racjonowanie i tak się przecież dokonuje. Tyle że w dużej części niejawnie, przy łóżku pacjenta lub w sposób żywiołowy. Racjonowanie to także kwestia moralna. Zbyt kosztowne leczenie jednych pacjentów jest beztroską wobec innych, bardziej potrzebujących, dla których świadczeń zabraknie.
Obowiązkiem rządu jest nie tylko podjęcie działań, ale przede wszystkim zainicjowanie szerokiej publicznej dyskusji poszukującej przynajmniej częściowego konsensu w tej sprawie. Jak pisze prof. Szewczyk, będzie to trudny orzech do zgryzienia, gdyż większość społeczeństwa i lekarzy bardzo nieufnie odnosi się do wszelkiego racjonowania świadczeń zdrowotnych. Zaniechanie działań nie rozwiązuje jednak problemu, a przyczynia się do większej niesprawiedliwości.