Co jakiś czas pojawiają się rankingi oceniające systemy opieki zdrowotnej w Europie, bądź nawet na całym świecie. Wzbudzają one emocje, ponieważ można je interpretować na różne sposoby, zaś te interpretacje wykorzystywać dla własnych celów. Warto jednak czasami spojrzeć na podstawie jakich parametrów odbywa się rankingowanie, bo często wypływające z tego wnioski mogą prowadzić do konstatacji i smutnych i śmiesznych.
Najpopularniejszym rankingiem jest Euro Health Consumer Index, oparty na badaniu wielu wskaźników opieki zdrowotnej, takich jak: prawa pacjenta, czas oczekiwania na usługi zdrowotne, zakres oferowanych usług, dostęp do leków, stopień zinformatyzowania systemu, itd. W rankingu tym w roku 2012 Polska zajęła zaszczytne 27 miejsce na 33 klasyfikowane kraje. Pozycję w ogonie trzeciej dziesiątki zajmujemy zresztą od lat, ścigając się w poszczególnych pozycjach z najbiedniejszymi krajami Europy. Jak kiedyś ironizował Jan Pietrzak - „raz przed Albanią, raz za Albanią”. Smutną obserwacją, świadczącą o braku całościowego podejścia do systemu, jest powtarzająca się od kilku lat świetna ocena dostępu do świadczeń kardiologii interwencyjnej. Tyle tylko, że przy ocenie całego systemu przypomina to zadłużonego biedaka, który miał gest i sprawił sobie Mercedesa.
Tym bardziej zabawny jest najnowszy ranking skuteczności systemów opieki zdrowotnej opublikowany przez Bloomberga, prestiżowy serwis ekonomiczny, który umieścił Polskę na zaskakująco wysokiej 21 pozycji wśród 48 klasyfikowanych krajów. Znaleźliśmy się tam przed Holandią, Niemcami, krajami skandynawskimi, a nawet USA. Polska znalazła się akurat pomiędzy Ekwadorem (20 pozycja) a Tajlandią (22 pozycja). Niestety nie mogłem się dogrzebać do czołówki, ale podejrzewam, że mogły się tam znaleźć właśnie takie potęgi jak wymieniana wyżej Albania.
Dlaczego tak sobie dworuję z tego rankingu? Dlatego, że opiera się on na najbardziej „ekonomicznych” założeniach. Ocenia system poprzez porównanie przewidywanej długości życia i nakładów przeznaczonych na jego finansowanie. Dla autorów rankingu najlepszy jest ten kraj, w którym pomimo najmniejszych nakładów ludzie żyją najdłużej. Proste jak konstrukcja cepa, nieprawdaż?
Wyciągając najprostsze wnioski – gdybyśmy obniżyli nakłady na ochronę zdrowia, zaś przewidywana długość życia mierzona długookresowo nie uległaby istotnemu zmniejszeniu, to moglibyśmy w następnym roku, w kolejnym rankingu Bloomberga przeskoczyć Ekwador, a może jeszcze kogoś. Może właśnie na tym rankingu oparł się Jacek Rostowski, który, jak podaje prasa, odmówił podpisania Planu Finansowego NFZ na 2014 rok, ponieważ według niego jest tam zbyt duża dotacja na leczenie nieubezpieczonych. Na marginesie – oznacza to, że ten Plan, który wszyscy uważamy za tragiczny może ulec dalszemu obcięciu, jak w 2001 roku.
Szukając rankingu Bloomberga w pełnej wersji trafiłem przypadkiem na stronę internetową Premiera, na której chwalił się 20 miejscem Polski, w rankingu tego serwisu, dotyczącym atrakcyjności prowadzenia działalności gospodarczej. Mam tylko nadzieję, że z rankingu dotyczącego oceny efektywności systemu ochrony zdrowia Premier nie wyciągnie wniosku, że jest całkiem nieźle, bo wtedy to już ostatecznie leżymy.