Dany przez Pana Premiera Ministrowi Zdrowia czas na przedstawienie spójnego planu naprawy służby zdrowia minął z końcem I kwartału. Minister Arłukowicz z postawionego mu zadania wywiązał się, przedstawiając tzw. pakiet kolejkowy. Projekt trafił do konsultacji, które, jak wiadomo, trwać mogą bardzo długo. Sukces jednak można już otrąbić, bo o propozycjach Ministra Bartosza Arłukowicza, a właściwie jednej dotyczącej prawa wypisywania recept na niektóre leki przez pielęgniarki, mówią wszystkie media od prawa na lewo, i to wyjątkowo zgodnym chórem.
Nikt (poza pracownikami systemu opieki zdrowotnej) już nie zastanawia się, czy pakiet to zbiór spójnych rozwiązań faktycznie mogących poprawić funkcjonowanie coraz bardziej chorego systemu, wszyscy natomiast domagają się odpowiedzi, czy pielęgniarki mają odpowiednie kompetencje do wypisywania recept.
Z PR-owskiego punktu widzenia to majstersztyk.
Fraza „wypisywanie recept przez pielęgniarki” generuje około 65 800 wyników w wyszukiwarce google, natomiast fraza "pakiet antykolejkowy" około 27 800 wyników. Ta proporcja mówi właściwie wszystko. Owszem, statystyka poprawia się, gdy z frazy znika „anty” (66 900 wyników). Ministerstwo Zdrowia rozesłało bowiem informację, powtórzoną potem na wszystkich portalach i stronach www. związanych z systemem opieki zdrowotnej, o konsultacjach dotyczących założeń PAKIETU KOLEJKOWEGO. Konia z rzędem jednak temu, kto nie będąc pracownikiem ochrony zdrowia, wymieni dziś, ponad miesiąc po konferencji ministra Arłukowicza, najważniejsze punkty pakietu, nie zaczynając od prawa wypisywania recept przez pielęgniarki i położne.
Nie posądzam Ministra Zdrowia o to, że cynicznie chciał odwrócić uwagę od tego, o co jako NIPiP zabiegamy od dłuższego czasu. Jednak w medialnym szumie, jaki po deklaracji „podniesienia prestiżu” zawodu pielęgniarki się podniósł, giną sprawy kluczowe. Przypominam, że wciąż czekamy na decyzję Prezesa NFZ o wycofaniu się z obniżenia stawek za świadczenia pielęgnacyjne (termin prolongaty się kończy, a satysfakcjonujących rozwiązań nadal nie ma) oraz na nowelizację rozporządzenia MZ dotyczącego ustalania minimalnych norm obsadowych, że wspomnę tylko o dwóch najbardziej palących kwestiach, na konsultowaniu których minął poprzedni rok. Ten zapowiada się jako rok konsultacji "pakietu kolejkowego". Dlatego z niepokojem obserwuję, że wątpliwości dotyczące kompetencji pielęgniarek skutecznie przykryły wszystkie inne kwestie związane z pakietem, ale też z warunkami pracy i płacy pielęgniarek i położnych.
A przecież pomysł umożliwienia pielęgniarkom i położnym wypisywania recept na ściśle określone leki i środki medyczne oraz skierowań na badania (też ściśle określone), wcale nie jest ani nowy (pierwszy projekt rozporządzenia dotyczący tej kwestii powstał w 2011 r. i kurzy się pewnie w którejś z ministerialnych szuflad), ani tak niezwykły, jak – mam wrażenie – sądzi część dziennikarzy. W większości krajów Unii Europejskiej, by daleko nie szukać, pielęgniarki z wyższym wykształceniem (odpowiednikiem naszego magistra i wyżej), od dawna mają już te uprawnienia. Mają też, o czym Pan Minister nie był łaskaw wspomnieć, znacznie mniej pacjentów pod opieką i o wiele wyższe uposażenie.
Recepty i skierowania wypisywane przez pielęgniarki i położne faktycznie ułatwiają proces terapeutyczny w środowisku pacjenta, szczególnie mającego utrudniony dostęp do lekarza. Sprawdzają się w domowej opiece długoterminowej (która u nas grozi zapaścią), środowisku nauczania i wychowania (w ilu szkołach pielęgniarka jest codziennie?!), a także w POZ-tach. Nawiasem mówiąc, nie dziwi więc (a powinno), że właśnie lekarze rodzinni tak szybko i zdecydowanie zaprotestowali przeciwko akurat temu pomysłowi Ministra Arłukowicza.
Reszta społeczeństwa próbuje oswoić się z tą „nowinką” lub przytomnie pyta, czy teraz kolejkę do lekarza zastąpi ta do pielęgniarki, już teraz przepracowanej, słabo zarabiającej i – choć kobietom lat się nie liczy – coraz starszej. Przypomnę tylko, że w POZ-tach średnia wieku jest najwyższa, wynosi blisko 55 lat.
Wśród wielu komplementów, jakie pod adresem przedstawicielek naszego zawodu ostatnio publicznie wypowiadają Bartosz Arłukowicz i Sławomir Neuman, nie słychać jednak zapowiedzi, w jaki sposób rząd, który reprezentują obydwaj Panowie Ministrowie, zamierza zatrzymać spadek liczby pielęgniarek. Co może zaproponować młodym osobom, by chciały podjąć studia pielęgniarskie i położnicze (a przecież właśnie kolejny rocznik maturzystów podejmuje decyzję o wyborze kierunku studiów), a co tym już wykształconym, by wykonywały swój zawód w Polsce, a nie innym unijnym kraju, w którym wpisywanie recepty na określone środki medyczne i leki przez pielęgniarkę nikogo nie dziwi.
Komplementy nie zastąpią bowiem namacalnych dowodów, że rząd faktycznie docenia rolę, jaką w społeczeństwie i ochronie zdrowia pełnią współczesne pielęgniarki.