W piątek 22 marca minister Arłukowicz wreszcie przedstawił założenia, podobno rewolucyjne, dotyczące dalszego naprawiania ochoczo reformowanego przez poprzedniczkę, minister Kopacz, systemu opieki zdrowotnej. To, co zaproponował minister Arłukowicz jest eklektycznym zlepkiem zapożyczonych od innych koncepcji, zaś jego zdziwienie i przekonanie o swoim wiekopomnym odkryciu przypomina słynną frazę Pana Jourdain’a z komedii Moliera „Mieszczanin szlachcicem”: oto Pan Arłukowicz – podobnie jak Pan Jourdain – odkrył ni stąd ni z owąd, że mówi prozą.
Przedstawiona przez ministra koncepcja likwidacji centrali NFZ bez wyraźnego naruszenia struktury oddziałów wojewódzkich oraz naszkicowanie zadań tworzonego w jej miejsce nowego Urzędu Ubezpieczeń Zdrowotnych niestety nie tylko nie rozwiązuje, ale nawet nie rozwiewa żadnych problemów i wątpliwości. Tworzy za to szereg kardynalnych, nowych pytań.
Po pierwsze – kto i na jakich transparentnych zasadach będzie powoływał UUZ? Czy premier? Czy minister? Czy sejm? A może prezydent? Jakie w związku z tym będą zasady naboru na stanowiska dyrektorów i urzędników?
Czy będzie to powołanie przez ww. instytucje, czy też otwarty konkurs na stanowiska w nowym urzędzie? Pytanie również – kto i na jakich zasadach będzie odwoływał dyrektora, prezesa urzędu,
i za jakie grzechy? Czy przypadkiem nie będzie odwoływał za ewentualną zbytnią niezależność, co w języku statutów urzędniczych zostanie zapisane jako utrata zaufania przez ministra? Wreszcie – kto będzie odpowiadał za bezpieczeństwo zdrowotne i dostępność do leczenia Polaków? Czy tak jak nakazuje Konstytucja RP – rząd i minister zdrowia, czy też pozakonstytucyjny twór, jakim będzie UUZ?
Po drugie – kto i na jakich zasadach do umocnionych i przemianowanych z oddziałów wojewódzkich NFZ regionalnych funduszy będzie przekazywał środki finansowe zebrane przecież od ubezpieczonych? Obecnie robi to centrala NFZ, korzystając z ustawowego algorytmu podziału środków i biorąc pod uwagę problemy migracji pacjentów. Wszystko to pod patronatem i rygorem akceptacji ministra finansów i ministra zdrowia. Pytanie to jest na czasie, bo Arłukowicz z całą mocą stwierdził, że należy oddzielić przekazywanie środków finansowych, czytaj: finansowanie świadczeń zdrowotnych od instytucji dokonującej wyceny. Drobny kłopot Panie ministrze – to nie kto inny, tylko Pan wskazał, że wyceną świadczeń zajmie się Urząd Ubezpieczeń Zdrowotnych. A zatem logicznie myśląc, trzeba będzie powołać osobną instytucję finansową (znowu urzędnicy, koszty), bo nie może przecież tego robić ministerstwo zdrowia. Przekazanie kompetencji podziału środków finansowych zbieranych centralnie na regionalne fundusze w województwach oznaczałoby de facto likwidację systemu ubezpieczeniowego w Polsce i przejście na finansowanie bezpośrednio z budżetu państwa.
I w tym temacie Panie ministrze – pełna zgoda. Prawo i Sprawiedliwość od lat w swoim programie „Odpowiedzialność państwa za zdrowie Polaków” wyraźnie wskazuje na budżet państwa jako jedyne w pełni kontrolowane i racjonalne źródło finansowania opieki zdrowotnej w Polsce. Tylko do czego wówczas potrzebny będzie nam Urząd Ubezpieczeń Zdrowotnych, nie wspominając o regionalnych funduszach zdrowia…?