Swoboda wykonywania działalności gospodarczej to jest dla mnie ostatni argument, którym będę się kierował przy planowaniu zmian w ochronie zdrowia” – stwierdził minister zdrowia w kwietniu br, uzasadniając konieczność rezygnacji z możliwości podpisywania przez pielęgniarki POZ samodzielnych kontraktów z NFZ. Ta deklaracja ministra zdrowia była zgodna z oficjalną linią rządu zakładającą odwrót od mechanizmów rynkowych i wolności gospodarczej w publicznej ochronie zdrowia.
11 sierpnia br, po śmierci lekarki w 4 dobie nieprzerwanego dyżuru, OZZL zwrócił się z apelem do ministra zdrowia i całego rządu o wprowadzenie zasady, że prawne ograniczenia czasu pracy lekarzy dotyczą nie tylko tych, którzy są zatrudnienie na podstawie umowy o pracę, ale również lekarzy – kontraktowców, czyli jednoosobowych przedsiębiorców. Odpowiedzi udzieliła rzeczniczka ministra: „W przypadku lekarzy kontraktowych o czasie wykonywania czynności przesądza treść umowy zawieranej przez strony (…). Obowiązuje w tym zakresie zasada swobody zawierania umów (…) Uregulowania prawne dotyczące tego zawodu (lekarza) muszą pozostawiać swobodę m.in. co do wyboru formy jego wykonywania.” Innymi słowy, pani rzecznik w imieniu ministra zdrowia stwierdziła, że swoboda działalności gospodarczej prowadzonej przez lekarzy (kontraktowców) jest dla ministra ważniejszym argumentem, niż każdy inny jeśli chodzi o organizację czasu pracy lekarzy. Jest zatem pierwszym argumentem, którym się on kieruje, czyli dokładnie odwrotnie niż to deklarował parę miesięcy temu w odniesieniu do pielęgniarek.
Sytuacja ta bardzo podważa wiarygodność ministra zdrowia i całego rządu. Pokazuje też, że rządzący traktują „urynkowienie” i wolność gospodarczą w publicznej ochronie zdrowia w sposób instrumentalny. Popierają te zasady, a nawet bronią ich zdecydowanie, gdy jest im to na rękę (pozwala na omijanie przepisów o czasie pracy lekarzy) i walczą z nimi, gdy są one dla rządu niekorzystne lub – z jakiegoś powodu – niewygodne.
Krzysztof Bukiel 17 sierpnia 2016