Głęboko wierzę, że każdy z nas ma – na miarę swoich możliwości – wpływ na rzeczywistość. I to o wiele większy, niż jesteśmy w stanie, czy też chcemy, sobie wyobrazić. Doświadczam tego na co dzień. Obserwuję, jak zmienia się stosunek decydentów do problemów środowiska, które reprezentuję, jak – pod wpływem opracowanego na zlecenie NIPiP raportu o sytuacji demograficznej pielęgniarek i położnych – media dostrzegły w nas cenną, społecznie niezbędną, a kurczącą się grupę zawodową.
Jednak tym, co umacnia moją wiarę w sprawczość pojedynczych, pozornie zwykłych ludzi, jest historia pielęgniarki środowiskowej z głębokiej (z perspektywy Warszawy) prowincji. Pani Janina Jaroń, wspierana przez swoich dwóch synów i koleżanki z Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Rzeszowie stworzyła pierwsze w Polsce stacjonarne hospicjum dla dzieci. Prowadzona przez nią placówka to 17-łóżkowy oddział opieki paliatywnej oraz hospicjum domowe dla dzieci z Podkarpacia. Gdy zaczynała w 2005 roku, nie planowała prowadzenia aż tak dużej placówki. Jak sama mówi, „wyszło to samo z siebie, gdy okazało się, jak ogromne są potrzeby w naszym województwie”. Początki były bardzo skromne: ciemny, wynajęty pokój niemal w suterenie, bez żadnego wyposażenia. Nie miała ani samochodu, ani odpowiedniego do prowadzenia dokumentacji i korespondencji z funduszem sprzętu biurowego. Nie znała procedur, nie wiedziała ani jak prowadzić taką działalność, ani jak załatwiać pozwolenia, fundusze. Mimo to nie podała się. Za cały kapitał miała, jak wspomina, „serce społecznika i wieloletnie doświadczenie pielęgniarki środowiskowej”. Kapitał wystarczający, by stworzyć miejsce niezwykłe, w którym ciężko doświadczone przez los dzieci i ich rodziny otrzymują niezbędną pomoc medyczną i profesjonalne wsparcie psychologiczne. Jednak nawet tak ogromny kapitał serca nie wystarczy tam, gdzie potrzebne są, przepraszam za słowo, pieniądze. Z perspektywy „centrali” nie są to porażające kwoty, ale dla hospicjum stanowiące „być albo nie być”.
Wieloletnia, niezwykle potrzebna praca może pójść na marne, jeśli Ministerstwo Zdrowia dłużej będzie zwlekało z rozdziałem świadczeń dla hospicjów stacjonarnych dla dzieci i dorosłych. NFZ refunduje bowiem tylko 60% kosztów, ustalając stawkę na 210 zł (przy niezbędnych 350 zł). Różnica bierze się z tego, że dzieci chorują inaczej niż dorośli i wymagają o wiele bardziej intensywnej pielęgnacji, innego karmienia (większość jest karmiona przez PEG), tlenu.
Dlatego od 2 lat Janina Jaroń nie ustaje w staraniach o rozdzielenie świadczeń i zwiększenie stawek dla hospicjum stacjonarnego dla dzieci (podobnie jak ma to miejsce w przypadku hospicjum domowego). Jak na razie „kapitałem”, który pozwala mieć nadzieję na utrzymanie placówki na dotychczasowym poziomie, są darowizny i obietnica ministra Arłukowicza, że osobiście dopilnuje, aby rozdział ten nastąpił. Mam nadzieję, że po niedawnej wizycie w rzeszowskim hospicjum, Pan Minister nie wątpi w celowość tego rozwiązania. Tym bardziej, że nie jest to problem tej jednej, wyjątkowej placówki, ale też tych, które mają powstać w kilku innych miastach, a których otwarcie opóźnia obawa przed brakiem wystarczających do ich należytego funkcjonowania środków.
Tym z Państwa, którzy chcieliby wesprzeć swoim 1 proc. lub darowizną celową Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci podaję nr KRS: 0000265120 oraz nr rachunku bankowego 20 1500 1100 1211 0005 1667 0000.