Wielu polityków, działaczy związkowych i zwykłych ludzi uważa, że główną przyczyną złego stanu publicznej opieki zdrowotnej w naszym kraju jest fakt, że jej placówki działają „dla zysku”, jak przedsiębiorstwa. Dlatego unikają leczenia chorych nieopłacalnych, oszczędzają na badaniach i lekach, zwalniają pracowników. Przez to pogarsza się dostęp do świadczeń zdrowotnych i ich jakość. Złe są warunki pracy personelu medycznego i niskie zarobki, fatalne relacje między lekarzami a pacjentami. Wniosek jest zatem jeden: znieść zasadę, że placówki opieki zdrowotnej działają „dla zysku” i wprowadzić zasadę, że działają „dla misji”, jaką jest: jak najlepsze leczenie chorych. Wówczas wszystko się poprawi.
Taki postulat zgłaszają dzisiaj opozycyjne partie parlamentarne oraz największe związki zawodowe: Solidarność i OPZZ. Nawet politycy rządzącej PO wydają się odżegnywać od zasady, którą oficjalnie popierają. Świadczyć o tym może agresywna postawa ministra zdrowia wobec lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego, nie godzących się na takie warunki kontraktu na rok 2015, które uniemożliwiały wypracowanie zysku. Zdaniem ministra lekarze rodzinni nie powinni zachowywać się jak biznesmeni czyli – jak można się domyśleć – powinni leczyć chorych, nie zważając czy przyniesie im to zysk czy stratę.
Powyższy pogląd jest dzisiaj tak rozpowszechniony, że musi zrodzić się pytanie: skąd w ogóle wziął się pomysł, aby placówki publicznej ochrony zdrowia w Polsce działały „dla zysku”? Kto go zgłosił? Kto wprowadził? A może zrobił to po cichu i podstępnie, podrzucił jak „kukułcze jajo”?
Uczestniczyłem w pracach, które poprzedziły reformę ochrony zdrowia w roku 1999. Pamiętam jakie były wówczas nastroje wśród pracowników służby zdrowia, dyrektorów szpitali, związkowców, polityków. Panowała - praktycznie - jednomyślność: należy wprowadzić do służby zdrowia bodźce ekonomiczne, motywujące do lepszej i wydajnej pracy, nagradzające te placówki i tych lekarzy, którzy pracują lepiej i karzące tych, którzy pracują źle. Powszechną krytykę budziła ówczesna sytuacja, gdy przychody szpitala lub przychodni nie zależały od tego jak placówka faktycznie działa, ale od wielkości budżetu przyznawanego arbitralnie przez lekarza wojewódzkiego, urzędnika państwowego. Właśnie dlatego w roku 1999, przy wprowadzeniu w życie ustawy o kasach chorych, wprowadzono zmianę, która była rewolucyjna: zastąpiono budżetowanie zakładów opieki zdrowotnej zasadą płacenia za wykonane świadczenia, czego wyrazem stało się „kontraktowanie” świadczeń. Od tej pory ZOZ-y musiały samodzielnie pokryć koszty swojego funkcjonowania przychodami ze „sprzedaży” świadczeń zdrowotnych. Musiały zatem wypracować zysk. Usankcjonowaniem tej zmiany było stworzenie nowej formy prawnej: samodzielnych, publicznych zakładów opieki zdrowotnej (SPZOZ). Przekształcenie publicznego zakładu w SPZOZ było warunkiem uzyskania przez niego kontraktu z kasą chorych (poza nielicznymi wyjątkami). Późniejszy krok – przekształcanie SPZOZ w spółki prawa handlowego było jedynie naturalną konsekwencją tej wcześniejszej decyzji.
Jeśli zatem dzisiaj Solidarność i OPZZ, PiS, PO, SLD czy PSL protestują przeciwko „zasadzie zysku” w ochronie zdrowia, to należy im przypomnieć, że zasada ta nie wzięła się znikąd. Wprowadzona została dzięki wspólnym działaniom wszystkich tych sił w latach 90-tych ub. wieku. Ustawa o kasach chorych, autorstwa Solidarności i AWS (jej następcą jest po części PiS, po części PO), choć różniła się w szczegółach, była - co do głównych zasad – bliźniaczo podobna do ustawy o PUZ przygotowanej wcześniej przez rząd SLD–PSL (w skład SLD wchodziło wówczas OPZZ). Protestujący dzisiaj przeciwko zasadzie zysku w ochronie zdrowia powinni sobie przypomnieć jakie były powody tamtejszej decyzji. Może wtedy powściągną nieco swój krytycyzm. Bo to nie „działanie dla zysku” jest winne obecnemu kryzysowi publicznej ochrony zdrowia. Ono tylko ujawnia inne patologie, jak: niewłaściwą wycenę świadczeń dokonywaną arbitralnie przez NFZ, zbyt niskie nakłady wobec zakresu świadczeń gwarantowanych, brak wolnej konkurencji między świadczeniodawcami itp. Należy też sobie odpowiedzieć na pytanie: jaka jest realna alternatywa „działania dla zysku” w ochronie zdrowia? Czy nie jest nią aby nieefektywna, niesprawiedliwa, słaba jakościowo budżetowa służba zdrowia, od której tak bardzo chcieliśmy uciec?