Odwołanie prezes NFZ przez ministra zdrowia jest szeroko komentowane, i to z wielu przyczyn. Wystąpienie premiera na konwencji partii rządzącej zmusiło ministra zdrowia do działania, ale zgoła innego niż wszyscy oczekiwali. Dzisiaj odbyła się konferencja prasowa, w trakcie której minister przedstawiał swoje osiągnięcia w zakresie rozszerzania refundacji leków oraz uzasadniał wystąpienie do premiera o odwołanie prezes NFZ. Czy te działania przybliżą ministra do wykonania zadania wyznaczonego mu przez premiera kilka dni temu czyli zmniejszenia kolejek do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej? Wszyscy w to wątpią (zwłaszcza, ze kolejek w wielu peozetach nie ma), a dzisiejsze występy ministra odbierane są jako działania dla działania, mające pokazać premierowi, przed którego groźnym ("wilczym") spojrzeniem nie tylko temu ministrowi drżą pośladki, że jest on człowiekiem czynu, pełnym energii, zdecydowania i bezwzględności niezbędnej do osiągania celów w polityce.
Mylą się bowiem ci (jak mawia jeden z dawnych prezydentów naszego kraju - są "w mylnym błędzie"), którzy sądzą, że minister zadziałał energicznie (konferencja prasowa, wniosek o odwołanie pani prezes), bo tego wymagał plan reformowania ochrony zdrowia w naszym kraju. Gdyby chodziło o reformowanie systemu, wówczas minister wraz z prezes NFZ mozolnie wykuwaliby zręby jego nowego (?) kształtu, szukając tego, co ich łączy (zwłaszcza, że pani prezes udawało się uniknąć wywoływania większych trzęsień ziemi w systemie), a nie opuszczając piaskownicę w poszukiwaniu nowych towarzyszy zabawy.
Minister bowiem zrobił, to co zrobił, aby premier (lub - siegając po niedawno używaną analogię - trener drużyny) go docenił i nie zwolnił, lecz popodziwiał za szybkość w podejmowaniu decyzji, umiejętność bezwzględnego przywalenia słabszemu i robienie tego wszystkiego z kamienną miną. Innymi słowy - minister wyrzucił prezes NFZ, aby pokazać, że ma 'cojones' (tak mówią za Pirenejami) czyli 'guts' (tak na Wyspach) czyli swojskie "jaja" - brzmi to seksistowsko, ale świat polityki i władzy był, jest i będzie w sferze czynów skrajnie maczystowski, bez względu na błyskawiczne postępy równouprawnienia wszystkich płci. I tylko temu - pokazywaniu wielkości 'cojones' - służą dzisiejsze wydarzenia. Są to popisy ministra przed surowym obliczem premiera, popisy mające temu pierwszemu uratować po raz kolejny skórę. Doświadczenie pokazuje, że ta strategia w obecnym układzie rządzącym jest skuteczna (premier lubi zapatrzonych w niego bezrefleksyjnych twardzieli, nawet jeżeli to tylko pozory twardzielstwa), a więc kto spodziewa się, że minister zostanie odwołany niebawem - jest także "w mylnym błędzie". Minister zresztą powtarza działania swego idola i politycznego patrona - premier właśnie "dorżnął" skamlącego Grzegorza z Wrocławia, to minister rozwijając twórczo ten styl rządzenia wyeliminował panią prezes.
Ale jak wiele lat temu mawiał x. Bozowski: "nie ma przypadków, są tylko znaki". Działania ministra ujawniają szereg absurdów funkcjonowania naszego (?) systemu ochrony zdrowia. Oto kilka z nich:
1) Ministerstwo rządzi (uchwalając rozporządzenia, podejmując decyzje o refundacji leków itp.), a NFZ realizuje (czyli płaci za wszystko), ale o pieniądze ministerstwo prosić mu już nie wolno. Jest to taka sytuacja, jakbyśmy chodzili do restauracji, zamawiali co tylko chcemy z karty dań, a następnie kazali płacić swojemu podwładnemu i wkurzali się, a nawet wyrzucali go z pracy, gdy ten prosiłby nas o pieniądze na rachunek.
2) Opisana wyżej dwuwładza w ochronie zdrowia powoduje co jakiś czas konwulsje systemu (jak dzisiaj) i zamazuje odpowiedzialność. Stąd od czasu do czasu pojawiają się postulaty likwidacji ministerstwa zdrowia, włączenia go do ministerstwa polityki społecznej i uznanie, że politykę zdrowotną państwa realizuje ten, kto płaci czyli NFZ - i nie są to postulaty pozbawione sensu.
3) System eWUŚ jest nikomu do niczego nie potrzebny. Za ubezpieczonych płaci NFZ, za innych też musi ktoś zapłacić, czyli zazwyczaj będzie to budżet, czyli rząd. Koniec końców i tak za wszystkich ktoś płaci - po co więc budowanie kosztownego systemu informatycznego? System opłacania składek i tak jest niesprawiedliwy (np. składki rolników pokrywają 10% kosztów ich leczenia - co czyni z rolników osoby w 90% nieubezpieczone) i dyskryminuje zatrudnionych na etatach - może tym by się warto zająć? W tym kontekście minister awanturujący się, że urzędnicy NFZ nie umieją obsługiwać eWUŚ i dlatego wykrywają rzesze nieubezpieczonych budzi wesołość, bo przecież nie to jest problemem całego systemu.
4) Opłacanie leczenia ze składek zdrowotnych zorganizowane w obecnym kształcie zawiodło zupełnie (bezduszne - tj. bez uwzględniania ich pilności, jak np. w onkologii - limitowanie świadczeń; wycena świadczeń zależna od tego, kto lepiej lobbuje w centrali - do tej pory np. zawsze skuteczni byli kardiolodzy; podpisywanie kontraktów z placówkami prywatnymi posiadanymi przez np. krewnych władz danego miasta; traktowanie chorych i lekarzy jako nałogowych oszustów; refundowanie leków jedynie we wskazaniach zarejestrowanych - co cofa medycynę w niektórych jej obszarach o kilkadziesiąt lat; itp. itd.) - ale nie jest to wina pani prezes, tylko samej filozofii systemu i zmiana prezesa bez zmiany koncepcji nic nie da.
5) Ministerstwo zdrowia jest filią ministerstwa finansów. Najgorszą rzeczą - jak słyszymy - jaką prezes NFZ mogła zrobić, to domaganie się większych pieniędzy. A przecież ministerstwo jest od ich oszczędzania, a nie wydawania - i umie to robić. W 2012 roku oszczędziło na refundacji leków 2 miliardy złotych - i to też jest jedna z przyczyn, dla których minister zajmuje ciepłe miejsce w sercu premiera. Nie dość, że przejmuje się wyznaczanymi zadaniami (zadanie - "skrócić w sposób wyraźny kolejki" - wyznaczone w weekend, działanie - zwolnienie pani prezes - podjęte natychmiast!), to jeszcze oszczędzać umie i nie narzeka, nie chce więcej kasy, tylko prosi, by móc dalej działać - minister jak marzenie. A ci obywatele, którzy mają inne od premiera zdanie (akurat jest to ich większość) - nie rozumieją czemu ministerstwo służy. A służy premierowi i rządowi...
I tak można by jeszcze długo... Co będzie dalej? Będziemy świadkami gorszącego spektaklu ilustrującego powiedzenie księcia Fabrizia Saliny, bohatera książki "Lampart" Giuseppe Tomasi di Lampedusy: "trzeba wiele zmienić, żeby wszystko zostało po staremu"... Bo faktycznej zmiany systemu ochrony zdrowia ani ta władza, ani stojący dzisiaj na szczycie jej schodów nie są w stanie przeprowadzić, bo albo nie chcą (to o premierze), albo nie potrafią (to o ministerstwie).
Tym serdeczniej zatem - radosnych, spokojnych i nade wszystko zdrowych świąt Bożego Narodzenia!