W sprawie Pana Mariusza Kamińskiego (w kontekście niedawno ogłoszonego wyroku) i jego protektorów mam zaleganie afektu. Aby było jasne: nie bulwersuje mnie tak bardzo jego postępowanie w stosunku do Pana Andrzeja Leppera czy Pani Beaty Sawickiej, gdyż to są sprawy, które dotyczyły polityków, a w tym zawodzie często walczy się zadając ciosy poniżej pasa. Bulwersuje mnie sprawa doktora G, którego zresztą nigdy nie poznałem. W tej sprawie Pan Kamiński zaangażował aparat państwa do zwalczania lekarza, jako lekarza. Sytuacja, w której polityk dysponując potężnym urzędem upatruje sobie na ofiarę obywatela niezaangażowanego w walkę polityczną jest największym wynaturzeniem jakie może się zdarzyć. Obowiązkiem urzędnika państwowego jest działać w interesie społeczeństwa, któremu urzędnik służy, a tu można mieć bardzo poważne wątpliwości.
Oczywiście można powiedzieć, że urząd miał jakieś przesłanki do postępowania przeciwko doktorowi G. To wtedy prowadzi dochodzenie. Jego obowiązek, a nie tylko prawo. Ale w żadnych zasadach prowadzenia dochodzeń nie ma zapisu o publicznym linczu podejrzanego za pomocą telewizji i to przed zakończeniem tego dochodzenia. A poza tym zachodzi pytanie, czy te skute ręce lekarza, rzeczywiście należały do dr G? Na ile się mogłem zorientować były to ręce innej osoby. Jeśli tak, to tym bardziej nie ma upoważnienia, żeby w celu deprecjacji podejrzanego „fabularyzować” film montując sceny, w których zastępuje go ktoś inny. Sytuacja, w której być może urząd państwowy sfałszował w ten sposób dokument filmowy jest numerem z Orwella.
Poza tym, występując w interesie społeczeństwa urzędnik państwowy, a zwłaszcza będący politykiem powinien brać pod uwagę wszystkie następstwa swojego działania, w tym następstwo w postaci likwidacji ośrodka, który wykonywał 1/3 wszystkich przeszczepień serca w Polsce: rocznie około 30. Likwidując taki ośrodek skazano na śmierć ludzi czekających w kolejce na zabieg, ludzi, którzy w żaden sposób nie zawinili. To jest krew na rękach Pana Kamińskiego! Gdyby policzyć tych wszystkich ludzi, którzy musieli umrzeć, gdyż nie mogli być ratowani tylko przez doktora G i tylko przeszczepieniem serca, to byłoby to więcej niż wszystkich ofiar stanu wojennego. Likwidować łatwo, zastąpić trudniej. Mamy rok 2015 i nadal nikt nie przejął wykonywania tych 30 przeszczepień serca rocznie. A 300 ludzi czeka. Ludzie nadal niepotrzebnie umierają.
To są zbrodnie, które nie „podpadają” pod paragraf, ale społeczeństwo w ramach instynktu samozachowawczego powinno takich ludzi eliminować z polityki. Definitywnie i całkowicie.