Wiadomości z ostatnich tygodni dotyczące polityki zdrowotnej nie napawają optymizmem. Zamiast oczekiwanych planów działań rządu, i to w dłuższej perspektywie niż do końca kadencji, oraz skutecznego rozwiązywania problemów bieżących mamy niepewność i poczucie pogłębiającego się chaosu.
Najpierw pojawiła się informacja, że minister Arłukowicz zamierza kandydować do Parlamentu Europejskiego. Nie wiadomo, czy takie są rzeczywiste plany ministra. Mogła to być po prostu kaczka puszczona przez kogoś z najbliższego otoczenia w ramach wewnętrznych rozgrywek w PO. Jednak dementi ze strony rzecznika ministerstwa zdrowia nie było. Czyżby coś było na rzeczy? Niejasność sytuacji powoduje, że najbliższe miesiące będą traktowane jako stan zawieszenia zarówno przez otoczenie zewnętrzne, jak i urzędników resortu. Będziemy więc mieć do czynienia raczej z biernością i wyczekiwaniem niż z inicjatywą i działaniem. Wobec narastających problemów z finansami NFZ i innych kłopotów nie jest to dobra sytuacja. Odpowiedzialni politycy staraliby się jej uniknąć.
Myślę, że opóźnienie we wdrożeniu dyrektywy transgranicznej nie miało żadnego związku z ewentualnymi brukselskimi planami szefa resortu. Niemniej jednak koincydencja jest wyjątkowo niezręczna. Co minister Arłukowicz mógłby obiecywać w czasie europejskiej kampanii wyborczej? Czy byłyby to obietnice ułatwień dla obywateli polskich w korzystaniu z opieki transgranicznej, czy też – zgodnie z obecną polityką rządu – stawianie kolejnych barier celem „ochrony” budżetu NFZ. Czy da się deklarować pełne poparcie dla integracji europejskiej, gdy kolejna korzystna dla pacjentów dyrektywa zdrowotna nie jest wprowadzana w życie? Na szczęście w sprawach unijnych możemy liczyć na instytucje europejskie. W związku z dyrektywami dotyczącymi in vitro Komisja Europejska postępowanie już wszczęła. W egzekwowaniu rachunków za leczenie za granicą pomogą również sądy. Prawo do refundacji wynika bowiem z traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Potwierdza to orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Celem dyrektywy transgranicznej nie było nadanie nowego prawa obywatelom państw członkowskich, bo oni już je mieli, tylko jego kodyfikacja, aby łatwiej było z niego korzystać. Potwierdził to zresztą (sic!) w ostatnich dniach także premier Tusk. Dlatego nieuchwalenie na czas odpowiedniej ustawy w tej sprawie powoduje niepotrzebne zamieszanie i przyczynia się do dalszego spadku zaufania obywateli do państwa. Rozwiązywanie problemów finansowych NFZ poprzez tworzenie chaosu instytucjonalnego, aby „nie było zbyt łatwego drenowania pieniędzy polskiego płatnika przez zagraniczne instytucje”, jak powiedział premier, jest drogą donikąd. Przypomina się niedawne działanie rządu wprowadzające zakaz łączenia pensji z emeryturą. Też chodziło o „niedrenowanie naszych pieniędzy”. Później Trybunał Konstytucyjny uznał to za bezprawne i teraz polski podatnik będzie musiał zwrócić emerytom blisko miliard złotych.
Na domiar złego wiceminister Neumann ogłosił ostatnio, że szumnie zapowiadana reforma NFZ nie zostanie na razie przeprowadzona… ze względów finansowych. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać. Przecież nasz system jest w dużym stopniu nieefektywny. Skoro tak, to właśnie trudności finansowe powinny przemawiać za szybkimi zmianami. A z pewnością nie za ich odkładaniem. Niestety, w tej sprawie Komisja Europejska pomóc nam nie może.
Śmiać się czy płakać
Opublikowano 25 listopada 2013 07:00
Fot. arch. red.
Wiadomości z ostatnich tygodni dotyczące polityki zdrowotnej nie napawają optymizmem. Zamiast oczekiwanych planów działań rządu, i to w dłuższej perspektywie niż do końca kadencji, oraz skutecznego rozwiązywania problemów bieżących mamy niepewność i poczucie pogłębiającego się chaosu.