Gorący dzień dzisiaj dla ochrony zdrowia - duża część debaty sejmowej była poświęcona dyskusji nad obecną sytuacją w opiece zdrowotnej, bo na dzisiejszy ranek marszałek sejmu wyznaczyła termin głosowania nad kolejną próbą odwołania nielubianego przez siebie swojego następcy, obecnego ministra zdrowia rodem z Pomorza Zachodniego. Wszysto odbyło się według zasad ustalonej od dekad parlamentarnej liturgii - po żywiołowej i momentami bardzo dowcipnej (choć niezmiennie na poziomie naszego parlamentu - vide et audi posła Millera analizującego umiejętności mikcyjne ministra zdrowia) koalicja dwoma głosami oszczędziła premierowi konieczności szukania kolejnego chętnego na kierowanie ministerstwem z siedzibą przy ul. Miodowej w Warszawie.
Ale dwie rzeczy były szczególnie interesujące dla trzeźwego obserwatora. Dziś bowiem wystąpił premier zapraszając wszystkich (imiennie także obydwu szefów głównych parti opozycyjnych) , którzy mają pomysły na poprawę sytacji w ochornie zdrowia do siebie na szczerą rozmowę, co oznacza, że nie liczy w ogóle, aby obecny minister mógł znaleźć skuteczne rozwiązanie obecnych problemów, w tym problemu największego czyli kolejek do lekarzy. Po drugie, premier oskarżył wszystkich wokół - z wyjątkiem rzecz jasna członków swojej partii - o reprezentowanie interesów koncernów farmaceutycznych podkreślając zarazem, jak to obecny minister i cały rząd opierają się niezmordowanie tymże koncernom. I to już było bardzo zabawne....
Od lat wiemy, że obecny rząd - ale i poprzednie rządy nie były od tego procederu wolne - pozwala w zadziwiająco skuteczny sposób przejmować duże ilości grosza publicznego różnym grupom interesu. Wystarczy przypomnieć sobie stadiony budowane najdrożej w Europie, ponadmilionowe premie dla dyrektorów tych stadionów, zlecanie przeróżnych zadań, ale ich niefinalizowanie (ostatnio głośna była sprawa kosztownego fiaska tworzenia e-posterunków) itp. W dziedzinie mi najbliższej - diabetologii - tajemnicą poliszynela jest spełnianie przez ministerstwo zdrowia i cały rząd życzeń jednego z do niedawna najbogatszych Polaków będącego właścicielem fabryki produkującej insulinę. To spełnianie życzeń prowadzi zarazem do niemal całkowitego zamrożenia rynku leków diabetologicznych w Polsce i jego skansenizacji. Oczywiście, pisząc to staję się od razu lobbystą zagranicznych koncernów farmaceutycznych. Przyznaję, tak, jestem lobbystą - ale takim, jakim jest każdy lekarz, czyli lobbystą pacjentów. Po prostu chciałbym, by mogli oni korzystać ze zdobyczy postępu medycyny w sposób racjonalny, a nie by byli zmuszeni otrzymywać leki mniej dla nich korzystne, ale produkowane przez podmioty, których obrony interesów premier, a zwłaszcza peeselowski wicepremier (bez względu na jego nazwisko) uważa za swój chlubny obowiązek.
I w końcu każdemu trzeźwemu obserwatorowi życia publicznego w naszym kraju rodzi się w głowie pytanie, na które już niedawno próbowałem odpowiedzieć - dlaczego premier, pragmatyczny aż do bólu i ostrożny na granicy paranoi - nie zwolni obecnego ministra, który nie przynosi mu punktów dodatnich ("plusów dodatnich") w sondażach? Dzisiaj proponuję dwie odpowiedzi: minister doskonale wywiązuje się z zadań przed nim postawionych - bo nie są to zadania związane z poprawą systemu opieki zdrowotnej, ale np. z ograniczaniem - i tak niskich na tle Europy - wydatków budżetu na zdrowie lub kierowaniem strumienia pieniędzy tam, gdzie ma on być kierowany. Drugie wytłumaczenie ma charakter bardziej medyczny - minister wybłagał litość i nieodwoływanie siebie ze stanowiska, gdyż zdołał jako pediatra czułym słowem, a może gestem i spojrzeniem dotrzeć do serca premiera. A serce to, jak wiemy ze wspomnień małżonki premiera, jest miękkie, gdyż wystarczy emisja filmu pt. "Król Lew", by premier łzę uronił...
A zatem od dzisiaj można używać nowej wersji dawnego powiedzenia powstałego w 1956 roku podczas VIII plenum KC PZPR. Wówczas to bowiem, chcąc opisać los nieusuwalnego wicepremiera rządów Bieruta i Cyrankiewicza, Zenona Nowaka, ukuto hasło: "tak czy owak - Zenon Nowak". Ponad 50 lat później możemy chyba mówić "sobota czy czwartek - minister Bartek"... W ten sposób premier i koalicja mają też swój wkład w rozwój polskiej paremiologii czyli nauki o przysłowiach. Tego się Państwo chyba nie spodziewali...