Zdaniem rządu to właśnie ta komercjalizacja jest winna wielu patologiom występującym w ostatnich latach w polskiej publicznej służbie zdrowia. Gdyby nie komercjalizacja, czyli działanie „dla zysku” szpitale nie zwalniałyby tylu pracowników medycznych, co prowadzi do obniżenia bezpieczeństwa pacjentów, nie segregowałyby pacjentów na opłacalnych i nieopłacalnych, unikając leczenia tych ostatnich, a nawet nie zadłużałyby się tak szybko byle tylko doprowadzić do swojego upadku i „dzikiej prywatyzacji”.
Wszystkie wspomniane wyżej patologie (nadmierna redukcja personelu medycznego, unikanie leczenia niektórych pacjentów, wielkie zadłużanie się szpitali) faktycznie miały miejsce, a nawet nasiliły się w ostatnich latach. Jednak to nie komercjalizacja była tego przyczyną. Przyczyną była zbyt niska – w stosunku do koniecznych kosztów – wycena świadczeń zdrowotnych, dokonana przez państwo. Komercjalizacja jedynie ujawniła tę przyczynę, pozwoliła na objawienie się jej w postaci wymienionych wyżej patologii. Pośrednio wskazała też winnych - w osobach polityków decydujących o tym, że publiczne nakłady na lecznictwo są drastycznie zaniżone w stosunku do deklarowanego zakresu bezpłatnych świadczeń zdrowotnych.
Komercjalizacja odegrała zatem rolę… termometru, który mierzy gorączkę, ale przecież jej nie wywołuje. Stłuczenie termometru nie zlikwiduje gorączki, może co najwyżej ją ukryć. I chyba na tym głównie polega ten manewr obecnego rządu z likwidacją „komercjalizacji” szpitali.