Zanim pojawią się informacje w mediach o porozumieniu między szpitalami psychiatrycznymi na Dolnym Śląsku a miejscowym oddziałem Narodowego Funduszu Zdrowia, które po raz kolejny miałbym prostować, przedstawiam własną relację – jednego z negocjatorów.
Potrzeba było sześciu tygodni na osiągnięcie porozumienia. Początkowo wszystko toczyło się leniwie, ale w miarę zbliżania się do dnia, w którym trzeba by było ogłosić nowe konkursy, rozmowy nabierały tempa. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich sześciu dni odbyły się trzy spotkania z negocjatorami, jedno spotkanie z wszystkimi szpitalami i jedna nadzwyczajna Rada Funduszu. W środku był jeszcze jeden weekend. Dzisiaj osiągnęliśmy porozumienie będące ciężkim kompromisem dla nas, prawdopodobnie też dla Funduszu. Nie uzyskaliśmy wszystkiego, średnio jest to ok. 45% tego co oczekiwaliśmy. Z drugiej strony nasze pierwsze propozycje przecież także tworzyły pozycje negocjacyjne. Na pewno doprowadziliśmy do tego, że stawki w większości zakresów na Dolnym Śląsku osiągnęły średni poziom dla całego kraju, co jednocześnie pokazuje jak nędznie byliśmy finansowani poprzednio. Dla Funduszu jest to pewnie także dobra wiadomość, bo chcącym podążać naszymi śladami powie: „wy już macie stawki podobne, więc o co wam chodzi?”. Patrząc z tego punktu można uznać nasz wynik za porażkę. Jednak zgodnie postanowiliśmy się zatrzymać w naszych żądaniach na wynegocjowanym poziomie. Może wzbudzę pusty śmiech u niektórych czytelników, ale zależało nam także na utrzymaniu na przyszłość partnerstwa z Funduszem. Już w założeniu nie miał to być jednorazowy skok na kasę.
Ale być może udało nam się stworzyć coś całkowicie innego. Okazało się, że szpitale, które do tej pory uważały się nawzajem za konkurentów i próbowały w rozmowach z Funduszem ugrywać coś kosztem drugiego, potrafią się porozumieć. Ustalanie wspólnych stanowisk także wymagało sporo czasu. Zmiany cen w zakresach, które obejmował spór, powodowały zróżnicowane korzyści dla różnych szpitali, ale byliśmy solidarni ze sobą od początku do końca. Myślę, że w tym gronie będziemy w stanie postępować zgodnie także w przyszłości.
Czy taka współpraca stanie się „nową świecką tradycją” na Dolnym Śląsku, a może w całym kraju, tego jeszcze nie wie nikt. My jednak wiemy, że gdybyśmy nie potrafili pogodzić swoich własnych interesów, to w sporze z NFZ nie uzyskalibyśmy prawdopodobnie nawet połowy tego, co uzgodniliśmy dzisiaj w siedzibie Funduszu.