Z pewnym zdziwieniem przeczytałem informacje o alarmowaniu przez wielkie szpitale onkologiczne, że efektem wprowadzenia „pakietu onkologicznego” jest spadek rentowności chemio- i radioterapii. To akurat powinny one wiedzieć już od momentu ukazania się odpowiedniego Zarządzenia Prezesa NFZ, które zmieniało taryfy na te świadczenia. Podejrzewam, że wtedy machnęły na to ręką licząc, że spadek wyceny jednostkowej usługi da się skompensować ilością, czyli prostym efektem skali.
Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że wyceny nie pokrywają kosztów i powinny być wyższe. Mój sprzeciw jest związany z tym, że nigdy takiej wyceny nie poddano analizie, zaś koszty można mnożyć w nieskończoność. Bardzo bym chciał, aby rzetelnej wyceny w trybie pilnym dokonało AOTMiT, ale obawiam się, że na to jeszcze trochę poczekamy. Mimo tego, że o ich niezbędności mówimy od około dziesięciu lat.
Problem jest prawdopodobnie inny. W styczniu w większości nie hospitalizowaliśmy pacjentów idących zaplanowaną ścieżką karty DILO, lecz zakładaliśmy karty osobom z już rozpoznaną chorobą nowotworową (tzw. typ IV karty). Z tego powodu większość hospitalizacji była rozliczana poza pakietem i była limitowana. Wobec powyższego znikł efekt skali, bo wykonaliśmy więcej, ale w ramach limitu. Jak to będzie wyglądać w kolejnych miesiącach – zobaczymy.
A problemy raczej będą większe, niż mniejsze. Dla wielkich szpitali problemem będzie dotrzymanie terminów nie wynikających z diagnostyki, co teraz się podnosi, ale terminów wynikających z rozpoczęcia leczenia. Dotychczas pacjenci byli na swój sposób zdywersyfikowani i leczeni w mniejszych ośrodkach, które obecnie mają olbrzymie problemy w racjonalnym uczestnictwie w „pakiecie”. Jeżeli wszyscy oni trafią do szpitali większych, to tam zabraknie elementarnego potencjału: lekarzy i sal operacyjnych.
Mniejsze szpitale rozliczyły pakiet w minimalny sposób i trudno sobie wyobrazić, jak spełnią wymogi pakietu, tzn. kompleksowości obsługi, chyba że wejdą jedynie w rolę podwykonawców, co wydaje się jedynym wyjściem. POZ, który po obcięciu „czerwonych” pacjentów i tzw. trójek otrzymał bardzo zbliżone pieniądze do zeszłorocznych będzie trzy razy się zastanawiał nad wystawieniem karty DILO, do czego jednak potrzebuje wykonania poszerzonej listy badań. Poradnie specjalistyczne, przy braku kart z POZ, nie chcą wykonywać badań potwierdzających nowotwór, bo będą je wykonywać na swój własny koszt.
I tak koło się zamyka. Przy niedoborze środków finansowych, w trosce o własne przetrwanie, zaczynamy być jeszcze bardziej ekonomistami, a jeszcze mniej lekarzami. I pomyśleć, że takie zachowania wzmocniło wprowadzenie pakietu, który miał służyć pacjentom, zaś na początku stycznia podstawowym tekstem w ustach Ministra Zdrowia było nazywanie lekarzy biznesmenami. Jak mawiał baca w dowcipie: prorok jaki czy co?