Trwa dyskusja na temat zniesienia limitów na określone usługi medyczne, zwłaszcza onkologiczne, narzucanych przez kontrakty NFZ. Słowo „limit” (niezupełnie słusznie) kojarzy nam się z poprzednim systemem, stąd tytuł tego wpisu. Problem jest chyba jednak nierozwiązywalny tak długo, jak długo istnieje limit w postaci 9% składki na zdrowie. Zresztą, gdyby udało się ją podwyższyć na 10% albo zrównać reguły jej opłacania przez różne grupy społeczne to limit nadal pozostanie tylko na innym poziomie. Problem jest więc w zarządzaniu limitem, a nie w jego istnieniu. Zarządzanie limitem odbywa się na poziomie oddziałów wojewódzkich NFZ i nie jest sprawą prostą, gdyż o ile pamiętam dyrektor takiego oddziału jest ustawowo zagrożony odwołaniem, w razie przekroczenia budżetu, więc działa mając nad głową topór.
Ale oczywiście również w tej sytuacji można postępować lepiej lub gorzej. Jeżeli klinika kierowana przez konsultanta krajowego (która z definicji powinna przejmować najtrudniejsze przypadki) dostaje limit leczenia 1 chorego na najczęściej występującego chłoniaka (chłoniaka rozlanego) miesięcznie i ten konsultant zamiast leczyć musi się zajmować szukaniem miejsca w innych ośrodkach dla leczenia „nadprogramowych” chorych to wzbudza to pewne wątpliwości.
Problem potrzeby zwiększania nakładów na onkologię wynika z dwóch czynników: po pierwsze ze starzenia się społeczeństwa i zwiększającej liczby schorzeń tego wieku, w tym nowotworów, a po drugie z postępu medycyny. Jeszcze kilkanaście lat temu prawie żaden chory na raka trzustki nie dostawał chemioterapii, obecnie dostają niemal wszyscy. I ta sytuacja dotyczy bardzo wielu nowotworów. W dodatku pojawiają się nowe innowacyjne leki, które często są przerażająco drogie, a w dodatku nie zawsze tak skuteczne, jak byśmy tego chcieli.
Nie jesteśmy społeczeństwem biednym, ale też nie jesteśmy społeczeństwem bardzo bogatym. Cóż doradziłby w tej sytuacji „Towarzysz Limit”? Odpowiedziałby „nie może być limitu na chleb, ale musi być limit na cukierki”. Inaczej mówiąc, nie powinno być limitu na podstawowe leczenie onkologiczne, natomiast musi być limit na bardzo drogie terapie o nie do końca udowodnionej skuteczności i nie do końca poznanej toksyczności.
Nie może być tak, że oto wkładamy wysiłek we wczesne wykrycie nowotworu, a następnie ustawiamy takiego chorego w kilkumiesięcznej kolejce do pierwotnego leczenia i w trakcie tego czekania marnujemy wszystkie korzyści wynikające z wczesnego wykrycia.
Konieczne jest też pamiętanie o tym, że w medycynie jest niewiele 100% prawd i, że system musi zawierać „wentyle bezpieczeństwa”, aby przez zbyt dokładną regulację nie skazywał chorych na niepotrzebną śmierć.
W jednym z poprzednich wpisów, (który nie doczekał się żadnych komentarzy) proponowałem naukowe podejście do wprowadzania nowych innowacyjnych leków do Polski. Chodziło mi o to, aby wprowadzać je „z nadzorem badawczym”. Aby w oparciu nie tylko o dane z komercyjnych badan klinicznych, ale o własne dane móc zracjonalizować przyszłą decyzję o rozszerzeniu bądź ograniczeniu finansowania takiego leczenia.