Zgodnie z poleceniem premiera, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz przygotował propozycje działań, które mają zlikwidować (albo przynajmniej istotnie skrócić) kolejki do leczenia w Polsce. Niedawno poznaliśmy pierwsze założenia do tych działań, nakierowane na skrócenie kolejek do lekarzy w poradniach specjalistycznych. I chociaż szczegóły mają być podane dopiero za parę dni, już dzisiaj można stwierdzić z pewnością, że minister zlikwidować kolejek nie zdoła. Dlaczego? Są tego trzy powody. Są nimi trzy filary polskiej publicznej służby zdrowia, z której rządzący nie zamierzają zrezygnować.
Filar pierwszy: całkowita bezpłatność świadczeń zdrowotnych, brak jakichkolwiek – formalnych – dopłat do leczenia, czyli koszyk świadczeń zdrowotnych nieograniczony.
Filar drugi: niskie, najniższe w UE nakłady publiczne przeznaczone na ten nieograniczony koszyk świadczeń gwarantowanych.
Filar trzeci, słabszy od dwóch pozostałych, ale od niedawna bardzo „promowany” przez rządzących i pieczołowicie umacniany: podkopywanie autorytetu lekarza w społeczeństwie i podważanie zaufania społecznego do lekarzy.
Przyczyną wszelakich kolejek po różne dobra jest – jak wiadomo – przewaga popytu nad podażą. Podobnie jest z kolejkami do leczenia. Popyt na świadczenia zdrowotne (refundowane !) jest zbyt duży w stosunku do ich podaży. Aby zlikwidować kolejki trzeba zwiększyć podaż i/lub zmniejszyć popyt.
Aby zmniejszyć kolejki do lekarzy specjalistów, minister zdrowia zaproponował uaktywnienie lekarzy POZ, skłonienie ich żeby leczyli tych chorych, których teraz odsyłają do AOS. Narzędziem do tego mają być rozszerzone możliwości kierowania na badania dodatkowe przez lekarzy POZ oraz nowy sposób ich wynagradzania: obok dotychczasowego wynagrodzenia ryczałtowego (które się zmniejszy) pojawi się wynagrodzenie za udzielone świadczenie -podobnie jak u lekarzy specjalistów.
Można przypuszczać, że - zmotywowani finansowo - lekarze POZ spowodują zwiększoną podaż świadczeń udzielanych chorym. To z kolei sprawi, że część pacjentów leczonych dotychczas u specjalistów przeniesie się faktycznie do POZ. Ale czy zmniejszy się nierównowaga między popytem na świadczenia i ich podażą? Raczej nie.
Popyt nie zmniejszy się, bo - z powodu pierwszego filaru naszej publicznej służby zdrowia - nie będzie żadnych motywacji finansowych dla chorych aby rozważniej korzystali z pomocy lekarskiej. Podaż też nie będzie mogła wzrastać odpowiednio do popytu, bo - z powodu filaru drugiego - już za chwilę pojawi się ten sam problem, który dzisiaj występuje u specjalistów : brak pieniędzy w NFZ aby zapłacić za wszystkie udzielone świadczenia czyli LIMITOWANIE ŚWIADCZEŃ. Dodatkowo - popyt na świadczenia będzie stale sztucznie generowany za przyczyną filaru trzeciego naszej służby zdrowia. Pacjenci, indoktrynowani systematycznie przez rządzących ( i usłużne im niektóre media), że polscy lekarze są słabo wykształceni, leniwi, chciwi, oszczędzający na zdrowiu chorych i nieuczciwi – nie będą wierzyć lekarzom, że nie potrzebują pomocy medycznej; będą domagać się dodatkowych badań, kolejnych konsultacji, kontroli itp. itd., generując tym samym niepotrzebny, nieuzasadniony medycznie popyt na świadczenia zdrowotne.
Dopóki – zatem – rządzący nie zrezygnują z utrzymywania wspomnianych trzech filarów publicznej służby zdrowia w Polsce, nie mamy co liczyć na likwidację kolejek do leczenia. Niezależnie bowiem od tego jakie szczegółowe działania byłyby podjęte, trzy wspomniane „filary” działają synergistycznie w kierunku nierównowagi między podażą refundowanych świadczeń zdrowotnych a popytem na nie i muszą wygenerować kolejki.
Krzysztof Bukiel – 13 marca 2014r.