Kolejne amerykańskie „strzelanko”. Znowu zabitych ileś tam dzieciaczków, a pan od „ciasteczek po angielsku” marzy o tym, by nam zgotować to samo. Z problemem zetknąłem się już w szkole podstawowej. Ojciec jednego z kolegów ze szkoły był milicjantem i miał pistolet w domu. Pod jego nieobecność syn z kolegą zaczęli się nim bawić i jeden zastrzelił drugiego. Szkoła poszła na pogrzeb. Dlatego sam posiadając przez wiele lat broń służbową trzymałem ją w magazynie i pobierałem jedynie na obowiązkowe strzelania.
Ale nawet będąc zawodowym wojskowym nie jest się odpornym na głupotę. Gdy byłem młodym lekarzem wojskowym i mieszkałem w przyszpitalnym internacie wprowadzono do niego czasowo podoficerów z innej jednostki. Pewnego dnia, spotkałem na korytarzu jednego z nich wyraźnie wzburzonego i z pistoletem. Odebrałem mu szybko pistolet, a on zawołał „tam leży jeszcze jeden”. Faktycznie, kawałek dalej leżał jeszcze jeden pistolet obok ciała innego podoficera, który miał przestrzeloną głowę. „Temu nic nie pomoże” powiedziałem, a mój rozmówca powiedział: „ale piętro wyżej jeszcze jeden leży”. Tam faktycznie leżał nieprzytomny chłopak z przestrzeloną wątrobą. Żył jeszcze, ale też się nie udało go uratować. To była trójka przyjaciół. Zeszli ze służby z tymi pistoletami i zaczęli je oglądać w pokoju. Jednemu z nich pistolet przypadkowo wystrzelił i trafił drugiego w brzuch. Chłopak zszokowany wybiegł z pokoju mając świadomość, że postrzelił przyjaciela i piętro niżej popełnił samobójstwo. A byli to ludzie z bronią obeznani.
Kiedy indziej, po latach gdy byłem na działce przyjechał do mnie kolega z podbitym okiem i zaczął opowiadać, że usłyszał w nocy alarm samochodu. Wybiegł w piżamie i natknął się na złodziei, którzy jeszcze mu przyłożyli. Zaczął się odgrażać, że wystąpi o wydanie mu do domu broni służbowej, żeby następnym razem złodziejom „odstrzelić jaja”. Powiedziałem, że jakby wyskoczył z gnatem to by odstrzelono ale jego, a tak tylko dostał po mordzie.
To jest złudzenie, że zaspany człowiek w środku nocy ma duże szanse z zawodowymi bandytami działającymi na „pełnej adrenalinie”. To złudzenie, że cywilny ochotnik ze strzelbą ma szanse z zawodowym żołnierzem na polu walki. Wprost przeciwnie, będzie tylko przeszkadzał swoim żołnierzom nie mając umiejętności zachowania się na wojnie.
Co to ma wspólnego z medycyną? Ano to, że jeśli ktoś zostanie „tylko” ranny, a nie zabity to trzeba go będzie ratować.