Prezydent RP podpisał właśnie ustawę, która realizuje porozumienie Ministra Zdrowia z PR OZZL z lutego br. Najważniejszym postanowieniem tej ustawy jest przyspieszenie o jeden rok – do roku 2024 – osiągnięcia nakładów publicznych na lecznictwo w wysokości 6% PKB. Jest w tej ustawie jednak przepis, który – być może – będzie miał jeszcze większe znaczenie dla reformowania ochrony zdrowia. To przepis o przyznaniu pensji zasadniczej w kwocie 6750 zł. (ok. 1,5 aktualnej „średniej krajowej”) lekarzom specjalistom, którzy zgodzą się na niewykonywanie „tożsamych” świadczeń w innej placówce. Przepis ten może radykalnie przyspieszyć reformowanie publicznej ochrony zdrowia. Wszystko zależy od tego, jak wielu lekarzy zechce z niego skorzystać.
Minister Szumowski wprowadzając tę podwyżkę, stwierdził, że chce poprawić płace tych lekarzy, którzy dotychczas byli słabo wynagradzani. Nie ukrywał jednak, że jego zdaniem liczba tych lekarzy będzie mała, bo znaczna większość lekarzy w publicznej ochronie zdrowia zarabia już teraz dobrze. Minister zdrowia zagrał w ten sposób va banque: jeśli ma rację i mało lekarzy skorzysta z jego oferty, może ogłosić, że problem niskich płac lekarzy nie istnieje: ci, którzy słabo zarabiali - dostali właśnie podwyżkę, a reszta - najwyraźniej zarabia bardzo dobrze skoro pogardziła pensją, która z dodatkiem stażowym (10-20%) i 4 dyżurami miesięcznie daje ok 10 tys. zł netto na umowie o pracę. Minister zamknie też usta tym lekarzom, którzy narzekali, że muszą dyżurować w wielu miejscach. Mogli przecież skorzystać z jego propozycji, a tego nie zrobili – najwyraźniej bardziej sobie cenią wielkie zarobki niż wolny czas i swoje zdrowie. Rząd w ten sposób zyska ważną przewagę „moralną” w ewentualnych przyszłych sporach z lekarzami, co może zapewnić mu spokój społeczny w tej dziedzinie.
Jednak minister może się przeliczyć i liczba lekarzy korzystających z jego podwyżki będzie znaczna. Nie chodzi tutaj wcale o lekarzy zatrudnionych na podstawie umowy o pracę - tych jest w ogóle mało i wiadomo, że wezmą 6750 złotych pensji zasadniczej, skoro obecnie mają 4- 5 tys. O „wygranej” lub „przegranej” ministra zdecydują lekarze, którzy dzisiaj są na kontraktach. To oni dostają miesięcznie na swoje konto kilkanaście lub więcej tysięcy złotych i to oni zdecydowali, że w powszechnej opinii lekarze zarabiają bardzo dobrze. Te „bardzo dobre” zarobki są jednak – do pewnego stopnia – jedynie wynikiem „manipulacji”. Ogromna większość „kontraktów” powstaje bowiem z prostego ubruttowienia pensji lekarza zatrudnionego wcześniej na umowę o pracę. W połączeniu z wielką liczbą godzin pracy (5-10 – 15 i więcej dyżurów) daje to te wysokie kwoty. W ten „magiczny” sposób można z lekarza zarabiającego 5 tys. brutto na etacie zrobić „krezusa” zarabiającego 15 tys. na kontrakcie z dyżurami. To „ubruttowienie” najczęściej dokonywało się od pensji zasadniczej podobnej to tej, jaką mają lekarze pozostający nadal na umowie o pracę. Dlatego, w mojej ocenie, w przypadku większości lekarzy kontraktowców, ich powrót na umowę o pracę na „warunkach Szumowskiego” będzie konkurencyjne finansowo w stosunku do dotychczasowego kontraktu. Jeśli wezmą podobną liczbę dyżurów albo nawet mniejszą – dostaną te same (lub b. podobne) pieniądze, a zyskają płatny urlop i bezpieczeństwo (w różnych aspektach), którego są pozbawieni na kontraktach. Zachęcam ich do tego, aby to sobie sami przeliczyli – albo niech zwrócą się do OZZL w tej sprawie. Podejrzewam, że większość z nich nawet nie pomyślała dotąd o tym, że propozycja ministra Szumowskiego może być skierowana także do nich. Sam minister ich do tego nie namawiał, czemu trudno się dziwić. Dyrektorzy szpitali też ich do tego nie zachęcą. Wręcz przeciwnie, będą robić wszystko – być może nawet z łamaniem prawa - aby nie dopuścić do powrotu kontraktowców na umowę o pracę, bo na kontraktach lekarskich dyrektorzy zyskują. Nie powinno to jednak kontraktowców zrażać, bo stawka jest naprawdę wysoka i chodzi nie tylko o ich pensje ale o cały system opieki zdrowotnej.
Cóż bowiem stanie się, gdy liczba lekarzy korzystających z „podwyżki Szumowskiego” będzie wielka, gdy lekarze kontraktowcy masowo powrócą na umowę o pracę? Minister i rząd znajdą się w trudnej sytuacji: Potwierdzą, że lekarze w publicznej ochronie zdrowia są źle wynagradzani (gdyby nie byli, nie wzięliby pensji w wysokości 1,5 średniej krajowej), co postawi rząd w złej sytuacji w każdym kolejnym sporze płacowym z lekarzami. Szybko wyczerpią się pieniądze, jakie rząd przeznaczył na ustawowe podwyżki. Pieniędzy tych nie będą mieli też pracodawcy, choć będą zmuszeni do ich wypłaty. Szpitale znajdą się w ten sposób w jeszcze trudniejszej – tragicznej wręcz – sytuacji. A jeśli lekarze ograniczą swoją pracę do jednego miejsca (zgodnie z warunkiem uzyskania podwyżki) – sytuacja kadrowa w szpitalach stanie się tak fatalna, że będzie to już „gwoździem do trumny” obecnego status quo. Rządzący będą musieli podjąć szybkie i radykalne działania naprawcze, nie tylko w zakresie lekarskich pensji (i pensji innych pracowników ochrony zdrowia), ale i całego systemu. Najbliższe miesiące mogą się zatem okazać bardziej przełomowe dla reformowania publicznej ochrony zdrowia niż nam się to wydawało.