Zbyt mała liczba pielęgniarek zatrudnianych w szpitalach, przy rosnącej liczbie ciężko chorych pacjentów sprawia, że całkowitą fikcją staje się deklarowana przez rządzących gwarancja zapewnienia odpowiedniej opieki osobom hospitalizowanym w szpitalach w Polsce.
Szpitale w naszym kraju coraz częściej trawione są przez „chorobę”, której leczeniem (nawet doraźnym) od wielu lat nie chce zająć się Ministerstwo Zdrowia. Obecną sytuację związaną z niedoborem personelu pielęgniarskiego i brakiem działań mających na celu jej poprawę, możemy śmiało porównać do sytuacji, w której zajmujący się nami lekarz widząc, że mamy bardzo wysoką gorączkę nie podaje nam nawet ...paracetamolu. Nie mówiąc już o rozpoczęciu właściwej diagnostyki i celowanego na zdiagnozowaną jednostkę chorobową leczenia.
Z przysłowiową świecą w ręku szukajmy w Polsce szpitala, gdzie ilość pielęgniarek jest adekwatna do potrzeb uwzględniających liczbę hospitalizowanych i ich stan kliniczny. Starszych i ciężko chorych ludzi w szpitalach z każdym rokiem przybywa, w przeciwieństwie do pielęgniarek, które zniechęcone ciężką, odpowiedzialną i odbierającą ich własne zdrowie pracą, coraz częściej decydują się na zmianę zawodu lub emigrację do państw, gdzie płace są adekwatne do wykonywanej pracy i pozwalają na godne życie.
Przepisy dotyczące zatrudnienia personelu medycznego obowiązujące w Polsce są jak sądzą niektórzy celowo niezbyt precyzyjnie sformułowane. Dlatego łatwo można nimi manipulować, nie ponosząc przy tym najczęściej żadnych konsekwencji prawnych. Problem może pojawić się dopiero w sytuacji śmierci pacjenta, ale i tu biorąc pod uwagę mało precyzyjne prawo obowiązujące w Polsce łatwo można uniknąć odpowiedzialności za śmierć chorego, zwłaszcza, że jak to często bywa odpowiedzialność w takich sytuacjach ulega rozmyciu. Mam tu na myśli również odpowiedzialność menedżerów, którzy w ramach oszczędności często i coraz częściej bezmyślnie tną szpitalne etaty. To, co dzieje się w polskich szpitalach już dawno powinno stać się tematem publicznej debaty. Zbyt mała liczba pielęgniarek zatrudnionych na oddziałach, przy coraz większej ilości ciężko chorych pacjentów sprawia, że fikcją jest zapewnienie odpowiedniej opieki chorym.
Polskie pielęgniarki bardzo ciężko pracują, otrzymując przy tym nikczemnie niskie pensje. Często również z powodu braku salowych wykonują pracę, która nie leży w zakresie ich obowiązków. Dźwiganie pacjentów niezgodne z obowiązującymi przepisami BHP (najczęściej z uwagi na przekraczanie dopuszczalnych norm wagowych) nie tylko zwiększa ryzyko poniesienia uszczerbku na zdrowiu, ale także może stanowić zagrożenie dla samych chorych. Do tego dochodzą coraz częściej stosowane w polskich szpitalach odgórne nieformalne nakazy oszczędzania na sprzęcie (przykładem jest pobieranie krwi bez używania rękawiczek), co bezdyskusyjnie wiąże się z dużym ryzykiem przenoszenia chorób zakaźnych i jest praktyką niedopuszczalną!
Nieprzespane noce, a co za tym idzie odwrócony rytm dobowy, również niekorzystnie wpływają na zdrowie pielęgniarek, m.in. zwiększając ryzyko rozwoju wielu chorób, takich jak nadciśnienie tętnicze, zawały, udary, czy niektóre nowotwory, co już wiele lat temu udowodniono naukowo. Do tego wszystkiego dochodzą zwiększane z każdym rokiem obowiązki administracyjne, które dodatkowo angażują czas pielęgniarek, uniemożliwiając poświęcanie pacjentom odpowiedniej jego ilości. Konsekwencje tego bywają często tragiczne w skutkach, ale decydenci zdają się nie znać realiów panujących w publicznych szpitalach. Dlaczego? Bo sami leczą się albo w prywatnych placówkach, albo korzystając z państwowych placówek z racji pełnionych funkcji traktowani są wręcz po królewsku, czyli zupełnie inaczej, niż przeciętny Kowalski, czy pani Kowalska. W szpitalach zwykle czekają na nich sale jednoosobowe i specjalne traktowanie, na jakie nie mogą i nigdy nie będą mogli liczyć inni chorzy.
W całym tym bałaganie może dziwić jedynie trwająca wiele lat bierność samorządu pielęgniarek, choć w ostatnim czasie na szczęście zwiększa się jego aktywność. Dla mnie, jako lekarza, zaskakująca jest również mała aktywność środowisk reprezentujących pacjentów, które niezbyt skutecznie walczą o swoje prawa, w tym prawo do odpowiedniej opieki pielęgniarskiej. Już w latach 90-tych ubiegłego wieku wielokrotnie udowadniano, że zbyt mała liczba pielęgniarek w szpitalach, to większe ryzyko rozwoju powikłań i większa liczba zgonów. To niedopilnowani pacjenci, którzy nie połknęli zaleconych leków. To niezmienione w porę opatrunki, które stały się źródłem sepsy. To zbyt późne dotarcie pielęgniarek na wezwanie umierającego pacjenta, bo akurat w tym czasie zajmowały się innym ciężko chorym, a obsada dyżurowa była zbyt mała...
Personelu jest zdecydowanie zbyt mało. Zdecydowanie za mało, aby pacjent w polskim szpitalu mógł czuć się bezpiecznie. Planowane są za to kolejne redukcje etatów celem "ratowania upadających szpitali", ale kosztem czego? Zdrowia i życia pacjentów! Czary goryczy dopełniają wyniki naukowych opracowań opartych na materiałach ankietowych, które pokazują, że ponad 30% przyszłych pielęgniarek (jeśli warunki pracy i płace nie ulegną poprawie) planuje emigrację zarobkową.
Do tego wszystkiego pielęgniarki dały się podstępnie wmanipulować w przepisywanie recept (sprytnie przedstawiono im to, jako nobilitację zawodową, oferując w zamian przysłowiową figę z makiem). Niestety nowe obowiązki, jakie na nie spadną wiążą się z konsekwencjami zarówno finansowymi, jak i prawnymi związanymi z błędnym wypisywaniem recept i karami nakładanymi przez NFZ. Do tego dochodzi potencjalne pogorszenie stanu chorych w wyniku błędnej preskrypcji i zastosowania leków, bo przecież to Wydziały Lekarskie, a nie Pielęgniarskie uczą jak skutecznie leczyć chorych.
Jako lekarz, który na co dzień widzi bardzo ciężką pracę pielęgniarek (kobiet w różnym wieku, które, by utrzymać swe rodziny pracują nierzadko na kilka etatów), trzymam mocno kciuki i wierzę, że już niedługo uda Wam się wywalczyć normalne warunki pracy i godne płace. Zwłaszcza, że od dawna bardzo daleko nam do standardów europejskich, zarówno pod względem ilości zatrudnionego personelu, jak i pielęgniarskich pensji. To, jakich metod użyjecie, aby osiągnąć swój cel, zależy już tylko od mądrości i roztropności rządzących. Jeśli merytoryczne argumenty okażą się całkowicie nieskuteczne z pewnością czekają nas ogólnopolskie protesty. Miejmy jednak nadzieję , że politycy wykażą się zdrowym rozsądkiem i pokażą nam wszystkim, że zależy im na zdrowiu Polaków.