Cały kraj emocjonuje się wyborem nowego selekcjonera.
Teraz to już na pewno wszystkim dokopiemy!
A tymczasem, nasze Orły, we wszystkich praktycznie sportowych dyscyplinach, zaliczają coraz bardziej spektakularne wtopy. Żałosne Euro 2012, kompromitujące Igrzyska w Londynie, a potem... to już jakoś samo poszło - siatkarze, koszykarze, znowu piłkarze, gdzie nie spojrzysz tam "bęcki".
A co mnie to obchodzi? Przecież ja się sportem nie interesuję - woła znaczna część społeczeństwa. Co ja mam wspólnego z mizernymi popisami jakichś kopaczy, zbijaczy czy innych nieudolnych pseudogwiazd?
Otóż - masz, Drogi Czytelniku. I ja mam. I my wszyscy!
I wbrew pozorom, nie chodzi tutaj o dumę narodową, biało-czerwone barwy, hymny i poczucie wartości.
TU CHODZI O ZDROWIE!!!
Chcemy czy nie chcemy, musimy zdać sobie sprawę, że reprezentanci Polski ( w dowolnej dyscyplinie sportowej ) nie spadają z nieba. Nie są produktem jakiegoś zakonspirowanego instytutu naukowo-badawczego, który ich choduje w inkubatorach przed wysłaniem na zawody.
To są przedstawiciele naszej młodzieży, jej kondycyjny, fizyczny obraz "w pigułce".
TO SĄ NASZE DZIECIAKI!!!
Co prawda poubierane w koszulki z orzełkami, "podkolorowane" atmosferą sławy i pieniędzy, ale bez najmniejszych wątpliwości - "młode produkty" polskich domów i szkół. Ich sukcesy bądź porażki dają nam pogląd na to, jak wygląda nasze społeczeństwo od strony kondycji fizycznej młodego pokolenia - niesłychanie ważnego aspektu życia społecznego, mającego ogromny wpływ na sytuację zdrowotną obywateli.
A sytuacja wygląda źle. Co najmniej tak źle, jak nasze wyniki na arenach miedzynarodowych zawodów. Nie dość, że nasze społeczeństwo się starzeje, że tej młodzieży, proporcjonalnie, coraz mniej - to jeszcze coraz bardziej ona chuderlawa i słabowita.
Polacy to naród uwielbiający dyskutować o "błędach na górze". Bardzo chętnie zmieniamy selekcjonerów, premierów, prezydentów i tych wszystkich, których tak łatwo obarczamy odpowiedzialnością za niepowodzenia.
NASZE NIEPOWODZENIA!
Z ogromną trudnością przychodzi nam zrozumieć, że sukces ( w każdej dziedzinie życia, nie tylko w sporcie ) rodzi się z organicznej pracy wykonywanej przez każdą jednostkę, w każdym dniu jej egzystencji. Że nie pomoże Nawałka, Boniek ani Mourinho jeżeli młody piłkarz nie opanuje techniki poprawnej gry, a Tusk, Kaczyński ani Miller nie zbudują autostrady, jeżeli robotnik będzie pił wódkę zamiast pracować, bo tak został wychowany i takie ma nawyki. Ile razy, jadąc przez nasz piękny kraj widzieliście domostwo, w któym wali się płot, za którym stoi lśniące BMW. Właściciel motoryzacyjnego cacka pomstuje na rząd ( ktokolwiek by w nim nie zasiadał ), ale czy to rząd powinien pomalować jego płot? Kubłem farby wartym mniej niż jedna opona w jego aucie?
Powoli wymiera genracja wychowana w komunizmie. Powoli zastępuje ją generacja wychowana na Playstation. Nasze pokolenie, po szkole "wychodziło na podwórko", szło pograć w piłkę - nie na super "wypasionego" orlika, często na beton z byle jakimi słupkami, nieudolnie udającymi bramkę. Nieważne. Na Igrzyskach w Montrealu ( sam środek "komuny" - rok 1976 ) Polska zdobyła 26 medali. Dla porównania - Londyn 2012 - 10 - i to niestety głownie brązowych. Idolem młodego chłopaka w tamtych czasach był wspaniały, zdrowy, zwycięski sportowiec - siatkarz, lekkoatleta - wszystko jedno - postać o prostym kręgosłupie, proporcjonalnie ukształtowanej sylwetce, prowadząca zdrowy, higieniczny tryb życia.
W obecnych czasach, tego sportowca, zastapił pijany i naćpany celebryta, włóczący się po imprezach z których fotki są główną atrakcją informacyjnych portali, znany z tego, że... jest znany, a potrafiący właściwie tylko... bywać.
Dzieciaki, zamiast na świeżym powietrzu, na lekcjach wychowania fizycznego, spędzają czas w zaduchu sal katechetycznych, a kto sądzi, że rozwój fizyczny został zamieniony na intelektualny - niech poczyta internetowe fora i zastanowi się, czy nie chciałby mieć tylu złotówek ile znalazł tam ortograficznych błędów.
"Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!" - nasza ulubiona, kibicowska pieśń nie znajduje tutaj, niestety, zastosowania. Tak jak sportowe niepowodzenia można skwitować uśmiechem politowania i wyłączeniem telewizora, tak obok coraz słabszej kondycji fizycznej młodych rodaków nie sposób przejść obojętnie.
Oj stało się Polacy, stało!
I nie pomoże tutaj szkółka piłkarska Barcelony, w Warszawie, za grubą kasę wyciąganą od rodziców, omamionych wizją przyszłej wielkiej kariery swojej latorośli. Znów musi wrócić dawny SKS - Szkolny Klub Sportowy - w małym miasteczku, za darmo, dla każdego chętnego dzieciaka, prowadzony przez trenera z pasją, Wychowawcę Młodzieży, takiego, co kiedyś wychował Szurkowskiego, Kozakiewicza, Komara czy Deynę - dzisiaj te chłopaki najprawdopodobniej siedziałyby przed komputerem zamiast rozwijać się i w konsekwencji biegać po światowych stadionach.
Ale takie zdrowe, "sportowe" postawy trzeba promować! Trzeba uczyć młode pokolenie zdrowych wzorców, zasad higienicznego trybu życia, honorowej, fair rywalizacji. Samo bieganie ze słuchawkami na uszach i rower raz na jakis czas nie wystarczą. Kultura fizyczna to zbiór życiowych zasad, a nie zbiór ćwiczeń. To podstawa wychowania zdrowego, rozwojowego społeczeństwa.
Jeżeli teraz sobie o tym nie przypomnimy, jeżeli znów zadowolimy się zmianą Kowalskiego na Nowaka, u steru kolejnej Wysokiej Organizacji, to za kilkanaście lat ZUS nie nadąży z wypłacaniem rent, a jedyna olimpiada, w której będziemy mogli liczyć na sukces, to będzie Olimpiada Wiedzy o Smoleńsku.