Po listopadowej prokreacji, kiedy to Donald Tusk polecił Bartoszowi Arłukowiczowi przygotować projekt likwidacji kolejek w systemie, ciąża trwała mniej więcej cztery miesiące. Tajemnicze dziecko, które się miało narodzić wzbudzało dziesiątki komentarzy dotyczących przyszłej płci i urody. Tymczasem rodzice zazdrośnie ukrywali wszystkie szczegóły. Na koniec, na piątkowej starannie wyreżyserowanej konferencji prasowej okazało się, że… góra urodziła mysz.
O tym, że nie ma prostego sposobu likwidacji kolejek oczekujących pisało wiele osób; mnie samemu udało się umieścić tekst na ten temat w lutowej „Służbie Zdrowia”, więc nie będę tego tematu rozwijał. Mimo wszystko jednak złożone przez Ministra Zdrowia propozycje wywołują więcej niż zawód.
Można je podzielić na dwie grupy: pakiet związany z onkologią i pakiet związany z pozostałymi świadczeniami. Pakiet związany z onkologią wzbudził duże zainteresowanie niektórych komentatorów. Ba, tacy ludzie jak Marek Balicki czy prof. Leszek Czupryniak zaczęli się w nim doszukiwać zaczątków prawie że rewolucyjnych zmian. Bo i rzeczywiście: perspektywa zniesienia limitów, zmiana zasady finansowania z fee for services na fee for outcome, zmiana roli lekarzy rodzinnych, kompleksowość usługi. Boże Ty mój – same nadzieję na pozytywną zmianę. Tyle tylko, że to są takie same obietnice jak te o likwidacji Centrali NFZ czy o dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeniach zdrowotnych.
Pierwszym podstawowym zastrzeżeniem jest to, że cały pakiet onkologiczny, to „wstęp do propedeutyki założeń do projektu”. Nawet obecni na konferencji profesorowie Jassem i Krzakowski mówili, że wprowadzenie tego programu będzie wymagało wielu prac, zanim przybierze on kształt ostateczny. Po raz kolejny przedstawia się nam wspaniałe projekty, mimo że one nie istnieją. Kto pamięta jeszcze pierwszy pakiet zdrowotny Ewy Kopacz, pozostawiane przez nią ustawy, które miał wprowadzać Bartosz Arłukowicz, obietnice tegoż ministra w ciągu ostatnich ponad już dwóch lat? Dolary przeciw guzikom, że zanim ten pakiet wejdzie w życie, przybierze całkiem odmienny kształt, bądź rozpuści się w czasoprzestrzeni jak projekt likwidacji Centrali NFZ.
Drugim jest właśnie fakt odroczenia wejścia w życie rozwiązań zawartych w tym pakiecie do 2015 roku. Przecież widać jak na dłoni, że to jest wyłącznie gra na czas.
Trzecim, a może najważniejszym jest to, że są to rozwiązania idealistyczne, nie oparte ani o istniejący potencjał, ani o dotychczasową praktykę systemu. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić zaistnienia konsyliów lekarskich, skoro w niektórych województwach jest fizyczny brak specjalistów w dziedzinach, które w konsyliach mają brać udział. Czy pacjenci dla ułatwienia leczenia będą jeździli po 200 km na najbliższe konsylium? Czy jesteśmy w stanie zorganizować tyle konsyliów, które będą mogły zbadać i zaproponować sposób leczenia 150 tysiącom osób, które co roku zapadają w Polsce na chorobę nowotworową?
Już kilku cynicznych obserwatorów stwierdziło, że możliwość omijania kolejek przez pacjentów, którzy otrzymali „Kartę Pacjenta Onkologicznego” stwarza pole do nadużyć. Każde zaparcie – podejrzeniem raka jelita grubego, każdy ból głowy podejrzeniem raka mózgu. Kartę ma zakładać lekarz POZ, który ma być nagradzany za wykrycie. Czy za złą diagnozę wstępną będzie karany? Parę lat temu istniały tzw. świadczenia współfinansowane, np. TK czy NMR. Kierujący na to badanie ponosił bodajże 30% kosztu badania. Ten podział ryzyka zlikwidowano pod naciskiem środowiska lekarzy. Czy teraz oczekuje się, że kierujący będzie sam kwantyfikował ryzyko diagnozy? Nie - będzie kierował każdego, kto według niego potrzebuje takiego badania, a nawet będzie tą diagnozę naginał dla dobra swojego pacjenta. To może doprowadzić do „zatkania” systemu przez pacjentów z bardziej czy mniej uzasadnionym podejrzeniem choroby nowotworowej.
Cały pozostały pakiet, to szereg propozycji, które można było wprowadzić bez żadnych zmian ustawowych i rozporządzeń Ministra Zdrowia, ale tylko Zarządzeniami Prezesa NFZ. Zmiana wycen w AOS podwyższających finansowanie pierwszej wizyty i obniżające kolejnych, wprowadzenie finansowania leczenia promujące leczenie jednodniowe, wyprowadzenie chemioterapii ze szpitali do ambulatoriów. Mam wyliczać dalej? Tyle tylko, że przez ostatnie lata NFZ postępował zupełnie odwrotnie, zaś nieśmiałe próby odwrócenia kierunku były często torpedowane przez samo Ministerstwo. Czyżbyśmy mieli teraz użyć tak modnego słowa „reset”? Nie udał się reset z Rosją, nie uda się z MZ i NFZ. Tam ciągle pracują ci sami uwikłani ludzie, którzy jeszcze parę tygodni wcześniej podejmowali decyzje idące w zupełnie przeciwnym kierunku.
Jak to podsumować? Panie Ministrze, przemawiał Pan w pierwszy pełen dzień kalendarzowej wiosny, kiedy to słońce weszło w gwiazdozbiór Barana. Niechaj Pan jednak nie wyciąga z tego pochopnych wniosków i przestanie robić z nas właśnie przysłowiowych baranów, bo lata doświadczeń nieco nas na to uodporniły.