Przed kilku laty, w czasach rozpadu byłej Jugosławii, kiedy trwała wojna między Serbią a Chorwacją zaprzyjaźniony z nami Chorwat profesor Boris Labar pionier przeszczepiania szpiku jeszcze w Jugosławii niemal płakał. Powiedział: „my wkładamy taki gigantyczny wysiłek w ratowanie jednego dwudziestolatka, a ci idioci (to o politykach) zabijają ich setkami”. Wojny czynią wysiłki tzw. ekstremalnej medycyny (zajmującej się sprawami bezpośredniego zagrożenia życia) bezsensownymi. Pojedyncze ludzkie życie przestaje być wartością. Przeszczepianie szpiku wyrosło z medycyny wojskowej, z prób ratowania ofiar wojny jądrowej, ale szybko zostało przez tę medycynę porzucone, gdyż nie może być wykorzystane na masową skalę. W rezultacie przekształciło się w najbardziej humanitarną działalność człowieka: jedyny rodzaj zabiegu, w którym anonimowy dawca w jednym kraju (czasem wrogim) oddaje swoją część (szpik) aby uratować nieznanego mu człowieka w innym kraju. Niemcy Polakom, Polacy Niemcom. Niedawno w Polsce przekroczyliśmy 10 tysięcy takich donacji.
Teoretycznie Rosja nie ma potencjału wojennego. Tradycyjnie wojny to było przedsięwzięcie „trzecich synów”. Było to w czasach wielkich rodzin. Pierwszy syn dziedziczył po ojcu, drugi szedł do stanu kapłańskiego, a trzeci dostawał szablę i „co wywalczysz, to twoje”. Dzisiaj Rosjanie są wymierającym narodem, nie ma trzecich synów, nie ma drugich synów i nie zawsze jest pierwszy syn. A teraz jeszcze część z tych pierwszych synów zginie lub zostanie okaleczonych. Po to tylko aby pozabijać „Braci-Słowian” i może uzyskać trochę spalonej ziemi, której nawet nie będzie komu pilnować. Rosjanie wprawdzie polecieli w kosmos, ale pierwsze przeszczepienie szpiku zrobili dopiero w 1991 roku (w Polsce w 1984) i ciągle pod względem liczby tych zabiegów są w ariergardzie. Na froncie nie jest to im potrzebne. Jak często twierdzą: „ludziej u nas mnogo”.