Pani premier Beata Szydło, krytykując fakt, że zapowiadany strajk nauczycieli ma się odbyć w okresie egzaminów gimnazjalnych stwierdziła kategorycznie: „nie możemy pozwolić na to, żeby młodzi ludzie byli narażeni na stres, na niepewność”.
Ktoś mógłby się wzruszyć: jaką to mamy wrażliwą władzę, przejmuje się nawet stresem przedegzaminacyjnym gimnazjalistów. A przecież co to za stres? Prawdziwy stres przeżywają w Polsce chorzy na przykład na choroby nowotworowe, którzy nie wiedzą czy nie umrą, czekając w kolejkach na konieczne badanie lub terapię albo szukając odpowiedniego miejsca na leczenie, którzy boją się czy nie zostanie im przerwana chemioterapia z powodu braku leków. Ankiety wykonane wśród chorych onkologicznych wskazują, że w naszym kraju tacy chorzy bardziej się lękają trudności w dostępie do właściwej opieki medycznej niż samej choroby. Prawdziwy stres przeżywają pacjenci na licznych SOR-ach w różnych szpitalach, gdzie wśród kłębiącego się tłumu trudno nieraz „wyłapać” tych, którzy potrzebują najpilniejszej pomocy, zwłaszcza, że chętnych do pracy na takich oddziałach jest jak na lekarstwo. Stres przeżywają rodzice dzieci chorych na choroby rzadkie, nie wiedząc czy dla ich dzieci będzie dostępny lek w kolejnym miesiącu. To jest prawdziwy stres, rozumiany jako obawa o życie swoje lub najbliższych!
I jak na taki stres reaguje nasza władza? „Pieniędzy nie ma i nie będzie” przed rokiem 2024 na poprawę finansowania lecznictwa - usłyszeli protestujący lekarze rezydenci ponad rok temu, a teraz ta wrażliwa władza próbuje przechytrzyć chorych i nawet z obiecanych nakładów uszczknąć tyle, ile się da, włączając do wydatków na służbę zdrowia koszty inne niż świadczeń zdrowotnych i odnosząc planowany poziom nakładów (6% PKB) do PKB sprzed dwóch lat, a nie do roku bieżącego. W tym samym czasie hojną ręką rozdaje 40 mld PLN dla osób wcale nie najbiedniejszych i nie najbardziej potrzebujących.
Wielką wrażliwość ma nasza władza…. ale bardzo wybiórczą.