Rozpoczynając niniejszy felieton chciałbym krótko odnieść się do tekstu sprzed miesiąca, w którym pisałem o prawdopodobnych zmianach w podziale kompetencji w ramach nowej struktury Komisji Europejskiej. Okazuje się, że nie zawsze można przewidzieć bieg wydarzeń. I tak stało się tym razem.
Kilkanaście dni temu nowy skład Komisji Europejskiej został oficjalnie ustanowiony, a przewodniczący Juncker ogłosił, między innymi, że kwestie związane z sektorem farmaceutycznym pozostaną w gestii DG SANCO.
Informacja ta była dużym zaskoczeniem dla wszystkich obserwatorów. W ten oto sposób wszystko (w „europejskim” zdrowiu) pozostaje po staremu. Ostatnio wiele się dzieje w obszarze cen i refundacji leków. Podczas dorocznej konferencji EUnetHTA (organizacji zrzeszającej narodowe agencje oceny technologii medycznych – HTA) rozważano konieczność przyspieszenia realizacji wielokrotnie już dyskutowanych ambitnych zamierzeń.
Chodzi o pomysł wprowadzenia europejskiej oceny skuteczności leków, co znacząco ułatwiłoby dostęp do nowoczesnych terapii na terenie całej Unii Europejskiej. Jednym głosem w tej sprawie mówią zarówno Komisja Europejska, jak i Europejska Agencja Leków, a od kilku lat trwają prace nad stworzeniem podstawowej ujednoliconej metodologii oceny.
Podczas tej samej konferencji usłyszeć można było, jednak, głosy krytyki i sprzeciwu płynące ze strony najważniejszych agencji HTA w Europie. Okazuje się, że współpraca i ujednolicanie zasad, które z pewnością byłyby korzystne dla pacjentów, nie są do końca po myśli tych organizacji. Niemcy, Anglicy czy Francuzi dosyć otwarcie wypowiadają się na temat konieczności utrzymania narodowej specyfiki w ocenie technologii medycznych, co motywują różnicami w roli, jaką spełnia HTA w każdym z państw.
Przytacza się wiele powodów, dla których europejska ocena nie może być jeszcze przeprowadzona i w ten sposób zwalniany jest bardzo potrzebny proces harmonizacji. Światłe idee europejskie i tym razem potykają się o interesy narodowe, i tak jak w wielkiej polityce, o dobry kompromis i plan działań – jest bardzo trudno. Paradoks polega jednak na tym, że w Europie mamy obecnie do czynienia z dość przeciwstawnymi tendencjami.
W HTA są dobre intencje europejskiej współpracy, a problemy pojawiają się po stronie państw członkowskich, jednak w przypadku kwestii ustalania cen leków jest zgoła inaczej. Temat cen leków zelektryzował środowiska decyzyjne w Europie w chwili, kiedy pojawiła się na rynku przełomowa terapia w wirusowym zapaleniu wątroby typu C (HCV). Lek ten zapewnia ponad 90-proc. skuteczność w walce z chorobą, podczas gdy do tej pory nie przekraczała ona 20-30 proc.
Producent tego doskonałego produktu ustalił jego cenę na poziomie ponad 90 tys. dolarów za 12-tyg. terapię, co w połączeniu ze znaczącą populacją chorych (a właściwie zakażonych wirusem HCV) oznacza wybuchową mieszankę dla większości budżetów zdrowotnych państw europejskich.
W konsekwencji 16 państw członkowskich podjęło bezprecedensowe rozmowy w sprawie wprowadzenia wspólnej polityki cenowej dla nowego leku na HCV, uznając, że w ten sposób będą mogły wywrzeć większy wpływ na producenta. Precedens ten ożywił dyskusję na temat sposobu ustalania cen w przyszłości dla nowoczesnych terapii, które w najbliższych latach zostaną wprowadzone na rynek europejski, stwarzając podobne, jak w przypadku HCV, dylematy dla narodowych płatników. Rośnie poparcie na rzecz wspólnych działań na poziomie europejskim, pomimo braku jasnych instrumentów prawnych, które umożliwiałyby taką współpracę.
Konkluzja tej sytuacji nie jest oczywista i można odnieść wrażenie ewidentnej sprzeczności w działaniach wielu państw członkowskich. Z jednej strony (tam gdzie jest to wygodne), chcą one utrzymać suwerenność narodową i decyzyjną, działając tym samym de facto na niekorzyść pacjentów.
Z drugiej strony, w sytuacji zagrożenia, te same państwa chętne są do współpracy, tworząc wspólny front przeciwko wrogowi. Niewiele w tym wszystkim wizji europejskiej, znacznie więcej natomiast dążenia do ochrony własnych (finansowych) interesów.