Obecny polski system ochrony zdrowia przypomina system kartkowy w PRL-u. Jednakże, system kartkowy służył do zapewnienia zabezpieczenia potrzeb podstawowych i to potrzeb niezmiennych od setek, jeśli nie tysięcy lat. Natomiast, system ochrony zdrowia zabezpiecza zmieniające się potrzeby za pomocą stale zmieniających się środków i musi mieć wbudowany mechanizm umożliwiający jego modyfikację. System składa się ze „świadczeń” znajdujących się w tzw. koszyku i albo świadczenie w koszyku jest, albo go nie ma. Jeśli świadczenie jest, to pacjent może je otrzymać w razie potrzeby, a jeśli go nie ma, to nie. Ciągle niedoceniane jest to, że podstawą rozwoju medycyny są tzw. badania niekomercyjne, które służą dopracowywaniu metod stosowania nowych leków oraz znajdowaniu dla nich nowych zastosowań. I że to również musi się odbywać w oparciu o ten koszyk. Od wprowadzenia ustawy refundacyjnej głównymi pozytywnymi kreatorami zmian w polskim koszyku są firmy farmaceutyczne, które przedkładają swoje zalecenia, jak leczyć, sprawa jest opiniowana na poziomie Ministerstwa Zdrowia przez konsultantów, innych specjalistów i Agencję Oceny Technologii Medycznych i wtedy ewentualnie dany nowy lek może trafić do koszyka.
Problem polega na tym, że jeżeli lek jest rzeczywiście nowy to z wyjątkiem specjalistów, którzy brali udziału w badaniu klinicznym sponsorowanym przez tę firmę nikt z opiniujących nie ma żadnego doświadczenia z opiniowanym lekiem, a jedyną informacją jest wspomniane badanie sponsorowane przez firmę. Wcześniej do tego, aby uzyskać własne doświadczenie z opiniowanym lekiem służył program chemioterapii niestandardowej, który właśnie odchodzi w niebyt. I nie tylko to jest problemem. Chodzi o to, że takie doświadczenie jest zupełnie chaotyczne, niesłychanie różnorodne i chociaż jest lepsze niż brak doświadczenia to na tym kończą się jego zalety. To, czym można je zastąpić za zbliżony koszt i ze znacznie większą korzyścią dla systemu, jest tymczasowe udostępnienie leku z nadzorem badawczym. W takim układzie podejmowana byłaby decyzja o udostępnieniu w oparciu o określone kryteria 50-100-200 chorym (zależnie od sytuacji) i byłby wyznaczany ośrodek kliniczny, który zbierałby dane dotyczące wyników leczenia, analizował je i przedkładał analizę decydentom. W takiej sytuacji Polska dysponowałaby własnymi danymi niejako komplementarnymi do danych firmowych i decyzje refundacyjne byłyby bardziej dostosowane do rzeczywistych potrzeb chorych. Prawdopodobnie można byłoby skłonić firmy farmaceutyczne ubiegające się o refundację o dostarczenie leku bezpłatnie do takiej weryfikacji.