Przez przypadek byłem na premierze „Kolędy nocki” na której Krystyna Prońko śpiewała piosenkę o takim tytule, który miał zamykać pewien okres w naszej historii. Obecny wpis też miałem w zanadrzu od kilku tygodni, ale ciągle myślałem, że lada chwila przestanie być aktualny a problem będzie rozwiązany. Ale nie został. Nadal przed szpitalami stoją kolejki. Kolejki głównie starszych schorowanych ludzi, którzy czekają na wolnym „wybiegu”, żeby ich wpuścić. Widzę znajomy dla mnie widok tzw. „beczki” – ulubionego namiotu Ludowego Wojska Polskiego, w którym, jak każdy student Wojskowej Akademii Medycznej spędzałem rokrocznie miesiąc na poligonie w Drawsku w latach 60-tych dwudziestego wieku. Dwudziestego wieku, a mamy wiek dwudziesty pierwszy. Poza tym namiot, to jest rozwiązanie na tygodnie, a nie na miesiące i wreszcie jest za mały na te liczby chorych, które czekają. A ocieplenie klimatu nie postępuje tak szybko, aby zapewnić komfort oczekiwania na wolnym powietrzu w październiku, listopadzie czy grudniu. Czy naprawdę zarządzających naszymi szpitalami przerasta problem zorganizowania poczekalni dla tych ludzi? Czy nie można pomyśleć o jakiejś czasowej, ale bardziej trwałej niż namiot poczekalni? Czy nie ma choćby zdemontowanych wiat przystankowych, które przynajmniej uchroniłyby przed deszczem? Czy Ministerstwo nie może uruchomić prostego programu inwestycyjnego dla szpitali, aby stosunkowo niewielkim kosztem wybudować zadaszenia przed wejściami, aby ludzie mogli usiąść w jakim takim cieple i bez deszczu?