Ministerstwo Zdrowia ma nowy pomysł na zwiększenie liczby pielęgniarek. Chciałoby, żeby pielęgniarstwo stało się kierunkiem zamawianym. Minister Pracy przyklaskuje temu pomysłowi, bo komu jak komu, ale pielęgniarkom w starzejącym się społeczeństwie pracy z pewnością nie zabraknie. Ministerstwo Edukacji i Szkolnictwa Wyższego także nie mówi nie. Uczestniczę więc w kolejnych rozmowach, po raz kolejny tłumacząc coraz wyższym rangom urzędnikom, z szefami resortów na czele, dlaczego – jeśli pomysł nie ma spalić na panewce – trzeba szybko podjąć decyzję. Im dłużej to robię, tym częściej nasuwa mi się myśl, że jeśli zostanie zrealizowany w takim tempie jak zmiana w unijnej dyrektywnie o uznawaniu kwalifikacji pielęgniarek po liceach medycznych, okaże się przysłowiową musztardą po obiedzie. Z danych Centralnego Rejestru Pielęgniarek i Położnych wynika, że w ostatnich trzech latach szkoły pielęgniarskie (studia zawodowe oraz wyższe uczelnie) kończyło każdego roku 6-7 tys. osób rocznie. To za mało, by zrównoważyć odpływ kadr, nie mówiąc o pokryciu z każdym rokiem rosnących potrzeb. Pomysł, by zachęcić młodych ludzi do wyboru tego zawodu poprzez zwiększenie atrakcyjności studiów wydaje się słusznym krokiem. Jako samorząd zawodowy czynimy więc starania, by jak najszybciej ministerialne słowo ciałem się stało. Mam przy tym pełną świadomość, że finansowa zachęta do podjęcia kształcenia w tym kierunku to ważny, ale tylko pierwszy krok. Przy każdej okazji powtarzam, że – jeśli nie chcemy tych funduszy zmarnować – muszą za nim pójść kolejne: poprawa warunków pracy i przede wszystkim płacy. Nie da się wyleczyć zapalenia płuc tabletką przeciwbólową.
Niewiele nam, jako społeczeństwu, przyjdzie bowiem z podwojenia, a nawet potrojenia liczby studentów pielęgniarstwa, jeśli koniec końców nie podejmą oni pracy w wyuczonym zawodzie lub podejmą go w innym unijnym kraju, w którym biegła znajomość polskiego, ze względu na liczną polonię, jest dużym atutem. A ten czarny scenariusz jest bardzo realny. Już teraz we wszystkich Okręgowych Izbach Pielęgniarek i Położnych, także tych mieszczących się w rejonach największego bezrobocia, obserwujemy spadek liczby wniosków o wydanie zaświadczenia o prawie wykonywania zawodu. W ostatnich trzech latach niespełna 2 tys. absolwentów danego rocznika odbierało ten niezbędny do podjęcia pracy dokument. Czy warto więc czynić z pielęgniarstwa kierunek zamawiany? Jestem przekonana, że tak. Pod warunkiem, że będzie to pierwszy a nie jedyny krok na drodze rzeczywistych zmian. Im szybciej zrobiony, tym lepiej, bo jak mówi chińskie przysłowie „nawet najdłuższa podróż zaczyna się od zrobienia pierwszego kroku”. A tę podróż musimy odbyć i lepiej dla wszystkich, by odbywała się drogą prowadzącą ku lepszej opiece, niż paniczną ucieczką przed zmorą jej braku.