Jak się dowiadujemy w mediach, kolejne partie przygotowują lub już przedstawiają swoje programy naprawy publicznej służby zdrowia. Jakkolwiek szczegóły tych programów są różne, to jeden motyw wydaje się powtarzać: rynek - którego elementy wprowadzono do polskiej służby zdrowia - zawiódł, bo spowodował większość kłopotów, czy wręcz patologii, występujących obecnie w publicznym lecznictwie. Podawane są wówczas takie przykłady, jak "selekcjonowanie" chorych przez prywatne placówki, które przyjmują tylko tych, których leczenie się opłaca, obniżenie bezpieczeństwa pacjentów przez szpitale - spółki prawa handlowego zmniejszające ponad miarę zatrudnienie lekarzy i pielęgniarek, wyzysk personelu medycznego przez placówki medyczne, działające „dla zysku" itp.
Wszystkie wymienione wyżej zjawiska występują rzeczywiście i rzeczywiście są następstwem - między innymi - wprowadzenia elementów rynkowych do systemu. Czy to oznacza jednak, że „rynek zawiódł" ?
Wręcz przeciwnie. Rynek - w tym zakresie w jakim został wprowadzony - zadziałał tak, jak powinien zadziałać: placówki pracujące „dla zysku" zrobiły wszystko aby ten zysk mieć. Jeżeli zaś doprowadziło to do patologii, to stało się to nie z powodu rynku ale z powodu jego „złego użycia". Rynek jest bowiem tylko narzędziem i - obok zalet - ma również wady. Trzeba o tym pamiętać i tak go używać aby wady minimalizować, a zalety zwiększać. Najlepsze mechanizmy obronne są zresztą wkomponowane w sam rynek. I to właśnie z tych mechanizmów - w polskiej służbie zdrowia – zrezygnowano, nie zastępując ich żadnymi innymi.
Przed „selekcją" chorych i unikaniem leczenia pacjentów „nieopłacalnych” bronić powinna wolna konkurencja między szpitalami i wolne ceny na świadczenia zdrowotne. Dzisiaj konkurencja jest ograniczona tzw. konkursem ofert i limitowaniem świadczeń, a ceny są dyktowane przez urzędników NFZ. To oni, a nie rynek zdecydowali, że jedne ceny są bardzo opłacalne, a inne nie pokrywają nawet najniezbędniejszych kosztów, że niektóre świadczenia są limitowane a za inne płaci się bez ograniczeń, że niektóre podmioty mogą podpisać kontrakt z Funduszem i leczyć „bezpłatnie”, a inne nie.
Ostatecznie zatem to oni: urzędnicy (zapewne najwyższego szczebla) NFZ, być może Ministerstwa Zdrowia, a może nawet rządu, zdecydowali o pojawieniu się powyższych patologii. Czy stało się tak dlatego, że nie wiedzieli jak działają mechanizmy rynkowe, czy użyli ich w sposób wybiórczy celowo, aby zadziałały w odpowiednim kierunku i wobec właściwych osób ?