Po zakończeniu pełnienia funkcji kierownika kliniki pracuję w niej jako zwyczajny lekarz. I poznaję życie z tej strony. Dopiero od kilku lat przyjmuję też chorych prywatnie, raz w tygodniu. Namówił mnie prof. Nauman twierdząc, że wielu ludzi chce w spokoju zasięgnąć ode mnie tzw. drugiej opinii. I faktycznie, są tacy, ale zdarzają się też chorzy, którzy nie uzyskali pomocy w tzw. systemie i dla nich jestem niemal ostatnią deską ratunku. Wyszło na to, że tak przeciętnie raz w tygodniu ratuję komuś życie.
Hematologia jest specjalnością mało rozrywkową i problemy są poważne i niekiedy bardzo trudne. I oto w poprzedni piątek, przyszły dwie zapłakane panie w imieniu swojego ojca, pana w okolicach 60-tki znajdującego się gdzieś w Polsce. Przyszły z wypisem ze szpitala powiatowego, gdzie opisano mnogie ogniska osteolityczne, bóle kości i zaburzenia świadomości – wszystko w ostatnim miesiącu. W wypisie nie było nawet OB., ale było PSA prawidłowe. Cóż miałem Paniom poradzić? Za mało informacji, aby się wypowiedzieć.
Poradziłem, aby zaopatrzyły się w kartę DiLO oraz skierowanie do poradni hematologicznej i przyjechały z chorym ojcem do mnie do szpitala. Przyjechały. Karta DiLO okazała się nieskuteczna, ale miały już wynik proteinogramu z białkiem monoklonalnym „pod sufit” co potwierdzało, że może chodzić o szpiczaka. Chory chodzący, ale z „garbem”, który okazał się być olbrzymim (10 x 10 cm) guzem łopatki, najprawdopodobniej szpiczakowym. Poleciłem, żeby go zarejestrowały do poradni, a ja zlecę najważniejsze badania i szybko rozeznam sytuację.
I tu niestety, odmówiono mu rejestracji, gdyż obowiązuje kolejka. Bez rejestracji nie ma chorego w systemie i nawet nie mogę mu zlecić stężenia wapnia. Pacjent może się zapisać do kolejki i przyjechać, kiedy ona mu wypadnie (jeśli będzie żył). Bagatelka ponad 100 km w jedną stronę. Idę do moich byłych podwładnych z kliniki, ale nie ma miejsc, aby go położyć. Też zresztą kolejka. A on może mieć hiperkalcemię. Dzwonię po Warszawie. W końcu udaje mi się go „sprzedać”. Ulga.
Gdyby ktoś mi powiedział w czasie transformacji trzydzieści lat temu, że tak będzie w przyszłości wyglądać służba zdrowia to bym nie uwierzył. Nie przypuszczałbym też, że w trzydziestym roku bycia tzw. profesorem belwederskim można mieć takie problemy formalne, aby osobiście udzielić pomocy ciężko choremu w szpitalu, którego jest się pracownikiem.
Tzw. uszczelnianie systemu uszczelnia go zawsze przed dostępem ciężko chorych. Ci albo umrą albo ktoś (tak, jak niżej podpisany) się zlituje i wykorzysta prywatne kontakty, aby pomóc.
Twórcom tego „systemu” życzę zdrowia.