- Z dużym zainteresowaniem zapoznaliśmy się z artykułem opublikowanym 28 października br. na łamach Rzeczpospolitej, bezpodstawnie sugerującym, iż farmaceuci nie chcą kupować aptek od sieci. Zgodnie z przytoczonym badaniem TNS Polska, aż 35 proc. farmaceutów jest zainteresowanych zakupem udziałów w aptekach - w skali całego kraju chodzi o grupę ponad 10 tys. aptekarzy.
Absurdalne jest założenie wyceniające wartość jednej apteki na 1 mln zł, chyba, że szykuje się ją pod sprzedaż dużego inwestora zagranicznego płacącego za udział w rynku. Gdyby uznać ją za realną mielibyśmy piętnaście tysięcy milionerów wśród aptekarzy. Do kwestii wyceny apteki z ostrożnością podchodzi KP Lewiatan, podając wartość o połowę mniejszą (500 tys. zł), co i tak jest wartością zdecydowanie zawyżoną, zwłaszcza w stosunku do dużych sieci aptek od lat wykazujących straty. Biorąc pod uwagę obecne realia rynkowe, taka inwestycja nie powinna przekroczyć kwoty 200-250 tys. zł, a wkład aptekarza obejmujący większościowy udział farmaceuty w takiej aptece (51%) nie stanowi znaczącej bariery finansowej.
Badanie pokazuje również duże zainteresowanie zakupem udziałów w aptece ze strony farmaceutów zatrudnionych w sieciach. Taką chęć deklaruje aż 41 proc. z nich, co oznacza, że w niemal każdej aptece sieciowej znalazłby się magister farmacji zainteresowany zakupem udziałów.
Tak duże zainteresowanie prowadzeniem działalności gospodarczej przez farmaceutów potwierdza słuszność trwających prac legislacyjnych w kierunku wzmocnienia roli farmaceuty w aptece. Oprócz wymiernych korzyści dla pacjentów, regulacja stanowi też zachętę do studiowania farmacji - wizja założenia własnej apteki to czynnik motywujący przyszłych absolwentów tego kierunku, aby kształcić się w zawodzie.
Regulacja stanowi również zachętę dla młodych ludzi, aby pozostali w kraju – obecnie Polskę opuszcza rocznie ok. 130 farmaceutów, celem emigracji zarobkowej (1 rocznik wydziału farmaceutycznego) - ocenia Tomasz Leleno.