Jak widzi pani problem związany z tym, że zakontraktowanie programu lekowego w osteoporozie jest na poziomie około jednej czwartej tego, co miało być, a w niektórych województwach starcza on tylko na miesięczną kurację dla jednego pacjenta? Jakie rodzi to wyzwania?
Przede wszystkim, śmiertelność z powodu ciężkich i kolejnych złamań jest podobna do tej w udarze mózgu i w zawale serca. Poważnie powinniśmy więc traktować możliwość skutecznego leczenia pacjentów, którzy mają ryzyko śmierci. Pojawiła się nadzieja w postaci pierwszego programu lekowego z lekiem anabolicznym, który daje pacjentom szansę odbudowy struktury kostnej i zmniejszenia ryzyka kolejnych złamań i ciężkiego złamania. Z danych, które dostałam od konsultantów wojewódzkich wynika, że nie wszystkie oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia uruchomiły konkursy na realizację tego programu. Powoduje to, że dostępność do dobrego leczenia jest ograniczona, więc u wielu pacjentów nie będziemy mogli go zastosować.
Szacuje się, że to nawet zaledwie 5 proc. włączenia… Przed jakim dylematem medycznym i moralnym musi teraz stawać lekarz?
Jak zwykle obciążenie moralne spada na lekarza, bo to on odpowiada za leczenie pacjenta. Problem polega na tym, że docelowo grupa leczonych jest dużo większa. Ona i tak jest okrojona o ramy programu. Odebranie możliwości leczenia to również odebranie opcji finansowania go w ramach ratunkowego dostępu do technologii lekowych. Nawet tą metodą nie można więc ani kontynuować, ani rozpoczynać leczenia, a z drugiej strony lekarz musi wybierać najciężej chorych, a ten wybór nie zawsze musi się okazać trafny. Z drugiej strony pacjent też ma prawo zapytać, dlaczego odmówiono mu leczenia, kiedy już taki program istnieje. Są województwa, w których leczenie jest zastosowane tylko "na pół pacjenta" albo na krótki okres, tymczasem leczenie jest sekwencyjne, więc pacjent przez rok powinien zostać przeleczony środkiem dostępnym w ramach programu lekowego.