Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym skuteczne leczenie jest przerywane po wyznaczonym w programie lekowym czasie i wznawiane dopiero po nawrocie choroby. Jest to nie tylko nieetyczne, ale również paradoksalnie skutkuje większymi kosztami, bo efektywność leków po ponownym ich włączeniu może być mniejsza i prowadzi w wielu przypadkach do zmiany terapii na droższą. Bardzo wyśrubowane są też kryteria kwalifikacji do leczenia, które uniemożliwiają wielu chorym powrót do normalnego życia.
Nie można administracyjnie określić czasu terapii
Lekarze i pacjenci postulują zniesienie ograniczenia czasu leczenia w programie. - Chcielibyśmy, aby lekarz prowadzący miał możliwość decydowania o czasie trwania terapii. Został on w zeszłym roku wydłużony do 96 tygodni i dzięki temu nasi pacjenci mogą być leczeni dwa razy dłużej, bo wcześniej było to 48 tygodni. Jednak okazuje się, że w wielu wypadkach, zgodnie z wytycznymi europejskimi, a także PTD, istnieje konieczność dłuższego leczenia – zaznaczyła prof. Joanna Narbutt, konsultant krajowa w dziedzinie dermatologii i wenerologii, kierownik Kliniki Dermatologii, Dermatologii Dziecięcej i Onkologicznej UM w Łodzi. - Zgodnie z zapisami programu, chory kończy terapię i musi doczekać pogorszenia się zmian o 50 proc. w stosunku do stanu wyjściowego, a więc doprowadzić się do stanu, w którym przy niektórych lekach może być kwalifikowanym jako pacjent pierwszorazowy, co wydaje się - z punktu widzenia klinicysty, ale i samego procesu leczenia – nieuzasadnione - dodał prof. Witold Owczarek, kierownik Kliniki Dermatologii Wojskowego Instytutu Medycznego.
Nieetyczne rozwiązanie
Dagmara Samselska, przewodnicząca Unii Stowarzyszeń Chorych na Łuszczycę, prezes AMICUS Fundacji Łuszczyca i ŁZS poinformowała, że przerwanie terapii jest jednym z największych obciążeń psychicznych dla pacjentów. – Chory, który trafia do leczenia biologicznego, to zazwyczaj już osoba w bardzo kiepskiej kondycji psychicznej, często obarczona depresją. Uzyskując remisję zaczyna normalnie funkcjonować mając szansę wrócić do życia społecznego i zawodowego – opowiadała. Zaznaczyła, że wielu pacjentów przerwanie leczenia utożsamia z zakończeniem swojego życia. - Wraca depresja i stany lękowe - podkreśliła. Zastępca Rzecznika Praw Pacjenta Grzegorz Błażewicz zaznaczył, że dostęp do leczenia biologicznego powinien wynikać z potrzeb zdrowotnych poszczególnych pacjentów, a nie być skutkiem ograniczeń administracyjnych, pośrednio finansowych. - Straty zdrowotne i finansowe, koszty pośrednie oraz bezpośrednie, przy takim rozwiązaniu są znacznie wyższe, niż w sytuacji, gdyby leczenie to było adekwatne do potrzeb konkretnych chorych – powiedział.
Ponowna kwalifikacja pacjentów generuje koszty
Uczestnicy debaty podkreślali, że likwidacja ograniczeń czasowych programu pozwoli uniknąć ponownego przechodzenia kosztownej procedury kwalifikacji, zredukuje ilość badań diagnostycznych, wizyt w szpitalu czy w poradni. Odpadną też koszty refundacji innych leków stosowanych podczas przerw w programie. Mniejsze będą również koszty pośrednie choroby, bo pacjent nie będzie korzystał ze zwolnień lekarskich. - Po zaprzestaniu leczenia u pacjentów, którzy uzyskują remisję kliniczną, co w większości przypadków dzięki nowym lekom się udaje, charakter choroby powoduje, że w ciągu kilku miesięcy powracają oni do programu lekowego z ponownymi zmianami skórnymi. To implikuje problemy nie tylko psychiczne. Konieczne jest znów przeprowadzenie badań i ponowne zastosowanie terapii inicjującej w pierwszych miesiącach, która wymaga większej liczby podań leku. A to generuje dodatkowe koszty – wskazała prof. Narbutt. - Odstawianie terapii w niektórych przypadkach ewidentnie wiąże się z utratą jej skuteczności, co powoduje, że lek, na który pacjent wcześniej dobrze reagował, nie zawsze będzie już efektywny. To często wymusza zmianę terapii. Niestety, powoduje to wzrost kosztów leczenia – dodał prof. Owczarek.
Wkluczające kryteria kwalifikacji
Kryteria kwalifikacji do programów wykluczają wielu chorych. Dlatego lekarze proponują, aby ujednolicić wartości wskaźnika PASI ( PASI>10) dla wszystkich leków. - Byłoby fantastycznie, gdyby wskaźnik PASI 10 obowiązywał wszystkie terapie i dawał furtkę pacjentom, którzy nie spełniają kryterium umiarkowanej albo ciężkiej łuszczycy, ale mają zmiany łuszczycowe w miejscach szczególnych, jak grzbiety rąk albo płytki paznokciowe, skóra owłosiona głowy, okolice narządów płciowych. Bo takie zmiany wpływają bardzo negatywnie na jakość ich życia – postulowała prof. Narbutt. Prof. Owczarek dodał, że są pacjenci, którzy nie spełniają kryteriów kwalifikacji, ale potrzebują leczenia dlatego, że mają zajęte zmianami chorobowymi okolice wpływające na możliwość wykonywania pracy zarobkowej. - Są też są grupy szczególne, jak osoby w wieku prokreacyjnym, kobiety, które planują ciążę lub są w ciąży, a w bardzo niewielu przypadkach potrzebują takich terapii - zaznaczył. Dagmara Samselska zaapelowała, aby w związku z pandemią COVID-19, kiedy leczenie w poradniach jest odsuwane w czasie, a stan pacjentów przez okres kilku miesięcy oczekiwania zdecydowanie pogarsza się umożliwić leczenie biologiczne już przy PASI 10.
Można oprawić efektywność terapii
Oczekiwane zmiany programu lekowego mają pozwolić na leczenie większej liczby pacjentów nie tylko dzięki modyfikacji kryteriów kwalifikacji, ale także ze względu na umożliwienie prowadzenia terapii zgodnie z rekomendacjami i aktualną wiedzą medyczną, bez niepotrzebnych barier administracyjnych, które działają na niekorzyść chorych i nie pozwalają lekarzom na indywidualne podejście do pacjentów.
- Wpływ terapii powinien być jak najlepszy, a może tak się stać tylko wtedy, kiedy możliwość personalizacji, czyli dostosowania terapii dla poszczególnych pacjentów, będzie jak największa – podkreślił prof. Owczarek.