- Im dłużej pacjent jest narażony na wysokie stężenie cholesterolu, tym progresja miażdżycy jest większa. Chorzy, u których wystąpił epizod sercowo-naczyniowy nie mogą czekać. Muszą mieć dostęp do odpowiednich terapii- apeluje dr hab. Piotr Dobrowolski, kierownik Samodzielnej Poradni Lipidowej w Warszawie.
Nadzieja dla najbardziej narażonych
Choroby serca i układu krążenia są wciąż najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce i główną powodem hospitalizacji. Dla grupy pacjentów, u których wysokie ryzyko kolejnych incydentów wynika z nadmiernego poziomu cholesterolu LDL i mimo intensywnej terapii klasycznymi lekami nie można go obniżyć - jedynym ratunkiem są inhibitory PCSK9. To cząsteczki, które poprzez oddziaływanie na wątrobowy metabolizm lipoprotein zmniejszają stężenie frakcji LDL w surowicy. Jako intensywnie działające leki hipolipemizujące pomagają nie tylko pacjentom, u których uzyskanie prawidłowych wartości LDL-C nie jest możliwe za pomocą standardowych terapii, ale także tym, u których leczenie statynami związane jest z ryzykiem wystąpienia poważnych działań niepożądanych.
Lek sprawdzony w programie
Obecnie inhibitory PCSK9 stosowane są w Polsce w ramach programu leczenia chorych z hipercholesterolemią rodzinną. Jednak kryteria włączania do programu są bardzo wyśrubowane. W Polsce w ramach tego programu leczy się około 100 pacjentów, w Słowacji i Czechach kilka tysięcy. - Na pewno próg powyżej 160 mg/dl, jako jedno z kryteriów wejścia do programu, jest zdecydowanie za wysoki, przez co korzysta z niego zbyt mała liczba pacjentów. Obniżenie progu do 120 czy 130 mg/dl, przyczyniłoby do zmniejszenia liczby zawałów serca i udarów mózgu. Młodsi pacjenci byliby dłużej sprawni, z mniejszą liczbą dni absencji w pracy. Co więcej, na pewno przełożyłoby się to na ich jakość i długość życia – mówi dr hab. Piotr Dobrowolski.
Program potrzebny od zaraz
Pandemia spowodowała, że pacjenci z ryzykiem sercowo-naczyniowym trafiają do systemu opieki zdrowotnej z opóźnieniem, przez co mają liczne powikłania. Kardiolodzy podkreślają, że potrzeba uruchomienia programu leczenie chorych z bardzo wysokim ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych jest niezwykle pilna, bo jeżeli nie zadbamy o tę grupę, to mimo sukcesów w opanowaniu pandemii, poniesiemy porażkę w obszarze sercowo-naczyniowym. - To pacjenci po 2-3 zawałach serca, kilku udarach mózgu, po operacjach kardiochirurgicznych jak pomostowanie aortalne. U nich nadal dochodzi do progresji miażdżycy i występowania chorób sercowo-naczyniowych, zawałów serca, udarów mózgu – podkreśla P.Dobrowolski. - Im dłużej są narażeni na wysokie stężenie cholesterolu, tym progresja miażdżycy jest większa. Dlatego nie mogą czekać – dodaje.
Skuteczne leczenie opłaca się
Kardiolodzy podkreślają, że chorych, którzy kwalifikowaliby się do takiego programu nie jest aż tak wielu. - Pacjenci w ekstremalnym ryzyku powinni mieć stężenie cholesterolu obniżone o 50 proc. od wartości wyjściowej. Ponadto, wytyczne europejskie ESC/EAS z 2019 r. mówią, że powinniśmy obniżyć cholesterol LDL do 40 ml/dl. Jeśli u tych pacjentów nie osiągnie się docelowych wartości na klasycznej terapii, zalecane jest stosowanie inhibitora PCSK9 – wyjaśnia Dobrowolski. Dodaje, że taka terapia znacząco obniżyłaby ryzyko epizodów sercowo-naczyniowych, a to oznacza mniejsze koszty leczenia. Zdaniem kardiologów, powinniśmy nie tylko patrzeć na koszt bezpośredni programu, ale też jego efekt długoterminowy i liczbę powikłań zredukowanych dzięki takiemu leczeniu, które przyniosą oszczędności w systemie ochrony zdrowia.
Obecnie, biorąc pod uwagę niedostępność inhibitorów PCSK9 w ogólnej praktyce, można wystosować wniosek o RDTL do Ministerstwa Zdrowia.