Brytyjskie Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało jakiś czas temu, że odzyska 500 mln funtów, które każdego roku NHS wydawał na leczenie nieubezpieczonych zagranicznych pacjentów.
Od kwietnia 2017 r. szpitale publiczne mają obowiązek sprawdzania uprawnień pacjentów i – jeśli nie przysługuje im bezpłatne leczenie – pobierania z góry opłaty w wysokości 150 proc. wartości świadczenia. W ostatnich dniach zasięg obowiązywania tych przepisów objął część lecznictwa otwartego i organizacje charytatywne korzystające z finansowania NHS.
Opłaty nie dotyczą pacjentów zgłaszających się po pomoc w stanach nagłych oraz ofiar przemocy (w tym seksualnej).
- Chociaż obowiązek pobierania opłat nie dotyczy bezpośrednio gabinetów GP, mamy obawy, że pośrednio wpłynie w znaczący sposób na praktyki lekarzy rodzinnych. Zwiększy się bowiem liczba pacjentów, którzy nie mogąc otrzymać bezpłatnie pomocy w innych, do tej pory dostępnych placówkach, szturmować będą gabinety GP – mówi prof. Helen Stokes-Lampard, prezes Royal College of General Practitioners. – Z drugiej strony, obawiamy się też, że część chorych, których nie stać na opłaty, w ogóle zrezygnuje z szukania pomoc medycznej.
„Nie wiadomo, czy nowe regulacje w ogóle przyniosą oczekiwane oszczędności. Pojawia się bowiem coraz więcej dowodów na to, że ogromna skala zalewu brytyjskich placówek „turystami medycznymi” to mit.” – pisze na łamach BMK prof. Martin McKee z London School of Hygiene and Tropical Medicine. Jego zdaniem, niekorzystne skutki nowych rozwiązań prawnych dotkną nie tylko chorych nieuprawnionych do otrzymania bezpłatnej pomocy, ale - pośrednio - wszystkich pacjentów NHS. „Obciążenie systemu ochrony zdrowia jest obecnie bezprecedensowe, wiele oddziałów ratunkowych nie jest w stanie obsłużyć ogromnej liczby zgłaszających się chorych” – pisze specjalista, podkreślając, że efektem nowych regulacji będzie wydłużenie się kolejek w izbach przyjęć i oddziałach ratunkowych.
Źródła: BMJ / PharmaTimes