Według danych NHS England w strajku bierze udział ok. 78 proc. junior doctors – czyli pracujących w szpitalach lekarzy, którzy nie ukończyli jeszcze trwającego co najmniej 8 lat procesu zdobywania specjalizacji. Jest to bardzo liczna grupa – ok. 55 tys. osób, czyli niemal jedna trzecia wszystkich lekarzy pracujących na Wyspach.
Konflikt pomiędzy junior doctors a brytyjskim Ministerstwem Zdrowia narastał od 4 lat. Przyczyną sporu są zapisy w nowych kontraktach, które mają zacząć obowiązywać lekarzy od sierpnia 2016 r. Chodzi przede wszystkim o wydłużenie dnia roboczego do godziny 21.00 (obecnie trwa on formalnie od 7.00 do 19.00), wynagradzanie za pracę w soboty (w godz. 7.00–17.00) na takich samych warunkach jak w dni powszednie oraz obniżenie stawek za dyżury nocne, niedzielne i świąteczne.
Lekarze argumentują, że warunki pracy, jakie chce im narzucić rząd, stanowić mogą zagrożenie dla pacjentów – przemęczeni i sfrustrowani lekarze będą częściej popełniać błędy. Podkreślają też, że wydłużone godziny pracy odbiją się niekorzystnie na życiu prywatnym lekarzy i na ich rodzinach.
Prowadzony we wtorek i środę (w godzinach od 8.00 do 17.00) strajk jest pierwszą w historii NHS akcją protestacyjną o tak dużym zasięgu („all out”) – wcześniejsze nie obejmowały lekarzy z oddziałów ratunkowych, położniczych i intensywnej terapii. Czynnego udziału w strajku nie biorą udziału tylko lekarze przyjmujący dzieci.
NHS i dyrektorzy szpitali zaapelowali do pacjentów, aby w dniach trwania strajku starali się nie korzystać z pomocy w oddziałach ratunkowych, o ile nie jest to naprawdę konieczne. Z powodu protestu odwołano ponad 12 tys. planowych zabiegów i operacji oraz 112 tys. wizyt ambulatoryjnych.
Strajk młodych lekarzy popiera ok. 57 proc. Brytyjczyków.
Źródła: BBC News / The Independent