Polityka antytytoniowa - a w szczególności wprowadzanie stref wolnych od dymu – przyczynia się do spadku liczby przedwczesnych porodów oraz liczby przyjęć dzieci na oddziały ratunkowe z powodu ataku astmy o 10 proc. – donoszą holenderscy naukowcy na łamach The Lancet.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje się, że ponad 40 proc. dzieci na całym świecie jest regularnie narażonych na działanie dymu tytoniowego. Najmłodsi są bardziej podatni na infekcje i astmę spowodowane biernym paleniem niż osoby dorosłe ze względu na niedojrzałość płuc i układu immunologicznego.
Aby zapobiegać chorobom i przedwczesnej śmierci, WHO zaleca wdrażanie polityki antytytoniowej i wprowadzanie stref wolnych od dymu tytoniowego w zakładach pracy i miejscach publicznych. Wcześniejsze badania wykazały już poprawę zdrowia dorosłych w wyniku nowych regulacji, np. w zakresie zdarzeń sercowo-naczyniowych i chorób układu oddechowego.
Najnowsza praca dr. Jaspera Beena z Uniwersytetu w Maastricht potwierdza również pozytywny wpływ wprowadzenia przepisów antytytoniowych na stan zdrowia dzieci. We współpracy z uniwersytetami w Hasselt, Edynburgu i Harvarda dr Been przeanalizował dane dotyczące 2,5 mln dzieci i 250 tys. szpitalnych oddziałów ratunkowych. Dane pochodziły z 11 badań międzynarodowych. Wyniki analiz dowiodły obniżenia liczby przedwczesnych narodzin i przyjęć pacjentów z atakiem astmy w związku z wdrożeniem zakazu palenia w pracy i miejscach publicznych. W obu przypadkach spadek wyniósł 10 proc.
Według danych WHO przepisy dotyczące stref wolnych od dymu tytoniowego wprowadzono już w 32 krajach. Oznacza to, że jedna szósta populacji, tj. 1,1 mld osób, jest – w jakimś stopniu - chroniona przed nadmierną ekspozycją szkodliwego działania dymu.
– Jest to szczególnie ważne w kontekście ochrony zdrowia dzieci, które nie są wstanie samodzielnie decydować o kontakcie z dymem. Przestrzeganie przepisów antytytoniowych w celu ochrony zdrowia dzieci i dorosłych jest jednym z czynników wpływających na widoczną redukcję kosztów opieki zdrowotnej – podkreśla dr Been.
Źródła: The Lancet / Maastricht University