44-letni Gottlieb znany jest jako zwolennik deregulacji rynku i rozluźnienia restrykcyjnych zasad dopuszczania leków do obrotu, a także zawężenia zakresu kompetencji FDA.
Czy to dobra wiadomość dla pacjentów oraz dla firm farmaceutycznych? I tak, i nie. Większość producentów leków ucieszy się z uproszczenia procesu rejestracji. Do pacjentów szybciej trafi więcej nowych medykamentów. Większa konkurencja na rynku będzie sprzyjała hamowaniu wzrostu cen leków, a może nawet ich obniżaniu – jak chce Trump.
Z drugiej jednak strony pojawiają się głosy takie jak Rogera Perlmuttera, szefa działu R&D w firmie Merck, który jest zdania, że „FDA nie jest obecnie zbyt restrykcyjne i w swoich opiniach dobrze zachowuje równowagę pomiędzy szacowaniem ryzyka a korzyści płynących z ocenianych terapii”.
Perlmutter sugeruje, że mniej restrykcyjna Agencja będzie jak miecz obosieczny – ubezpieczyciele będą mniej skorzy do refundacji drogich, ale mniej skrupulatnie przebadanych leków. W efekcie mniej pacjentów uzyska dostęp do najnowocześniejszych (i najdroższych) terapii innowacyjnych.
Krytycy nominacji Gottlieba podkreślają jego silne związki z przemysłem farmaceutycznym - zasiada on w radach nadzorczych kilku małych firm farmaceutycznych, doradza też spółce GlaxoSmithKline. Jak podaje Washington Post, powołując się na „jedną z federalnych baz danych”, w latach 2013-2015 Gottlieb otrzymał od producentów leków 413 tys. dolarów z tytułu honorariów za wykłady i konsultacje.
Źródło: Washington Post / Fortune