W eseju „O granicy poznania. Metafizycznie i einzcyzifatem” (czytane wspak słowo „metafizycznie”) Michał Pawłowski z Instytutu Filozofii UW, pisze: „Sens i nonsens opierają się na takim samym językowym tworzywie. Na pierwszy rzut oka dane zdanie może równie dobrze przynależeć do sfery sensu, konstatując jakiś fakt, bezsensu rozumianego jako beztreściowość charakteryzująca logiczny szkielet świata, czy niedorzeczności wykraczającej poza jego granice”. Czyż ten opis nie pasuje do tekstów nauki i pseudonauki w medycynie?
Co różni naukę od pseudonauki? Między innymi to, że w nauce każdy wynik generuje nowe pytania, a pseudonaukę charakteryzuje pewność, deklaratywna moralność, retoryka w miejsce logiki. Według Karla Poppera – wyjaśnia filozof – naukę wyróżnia możliwość falsyfikacji teorii, udowodnienia jej nieprawdziwości. Gdy, odporna na przeciwne dowody, jest zdolna się im oprzeć, można ją uznać za wiarygodną. Popper za pomocą tego kryterium dowodził nienaukowości np. psychoanalizy. Współcześnie krytykowane jest samo sedno jego założeń. Każdą teorię możemy zapisać jako ciąg prostych zdań połączonych koniunkcją. Żeby teoria oparta np. na jakichś obserwacjach laboratoryjnych była uznana za fałszywą, wystarczy tylko tyle, że np. błędnie zostaną odczytane wyniki badania lub maszyna dozna niewykrytej przez badacza awarii. W takiej sytuacji cała teoria zostanie odrzucona, mimo że tak „naprawdę” sfalsyfikowany został tylko ten człon koniunkcji mówiący o sprawności urządzeń pomiarowych.
Obecnie w kwestii tego, co konstytuuje naukę, najszerzej podzielane są poglądy Thomasa Kuhna (Struktura rewolucji naukowych) i Imre Lakatosa. Gdy w pewnej chwili w ramach danego paradygmatu pytań bez odpowiedzi jest za dużo i przestaje on być poznawczo wydolny, paradygmat załamuje się i zostaje wyparty przez nowy (np. przejście z fizyki klasycznej do fizyki kwantowej).
Dlaczego pseudonauka jest atrakcyjna? Mimo że jest szkodliwa, czasem zabójcza, jak pseudoterapie czy ruchy antyszczepionkowe? Wielu naukowców broni nauki (np. Roberto Burioni), edukując społeczeństwo, argumentując przeciwko naukowemu populizmowi, uprawianemu np. we Francji przez prof. Didiera Raoulta czy we Włoszech przez biologa Stefana Montanariego. W 2020 r. powstał Manifest przeciwko pseudonauce w zdrowiu. Próbuje się przywrócić zaufanie do nauki, do naukowych elit, autorytetów. Zwalczać praktykowanie przez lekarzy nieskutecznych interwencji (nadużywanie antybiotyków) oraz inercję we wprowadzaniu terapii innowacyjnych o udowodnionej skuteczności i bezpieczeństwie. Weryfikować i odrzucać błędne zalecenia. Nauka na szczęście to wszystko robi. I nie ukrywa swojej immanentnej cechy – ciągłego rozwoju – i siłą faktu niebycia zbiorem prawd ostatecznych.
Teksty nienaukowe naśladują wywód i język nauki, powołują się na badania (wyrwane z kontekstu, bez podania źródła, często pojedyncze case study). Ich czytelnik nie ma pojęcia, na jak odległych od nauki jest manowcach i jak daleko przytaczanym „dowodom” do statusu naukowego i poziomu wiarygodności A, ze zweryfikowanych pod tym kątem baz danych z badań eksperymentalnych i 3-fazowych randomizowanych z kontrolną próbą badań klinicznych oraz metaanaliz.
Jednak nauka nie bytuje w idealnej wieży z kości słoniowej. – W Dialektyce oświecenia Adorno i Horkheimer (założyciele szkoły frankfurckiej), pisanej w czasie drugiej wojny światowej (wyd. 1947) ostrzegają przed niebezpieczeństwem: skutkiem ubocznym procesu racjonalizacji i oświecenia, jakim jest wytwarzanie nowych mitów (podczas gdy programowo oświecenie właśnie mitowi przeciwstawia rozum). Sami zresztą w dużej mierze identyfikują się z tradycją oświecenia. Ponadto w Krytyce instrumentalnego rozumu Horkheimer zwraca uwagę na postępującą instrumentalizację rozumu. Rozum instrumentalny jest zaś czymś warunkowym (by osiągnąć dany efekt, trzeba zrobić to i to). Nie ma dla niego znaczenia, czy chodzi o produkcję śrubek, tworzenie dzieła sztuki czy narzędzia zbrodni. Warunkowe subiektywne rozumowanie może posłużyć w każdym celu. Na tej podstawie autorzy poddają (życzliwej, nie wrogiej) krytyce projekt oświecenia. Odrzucamy przekonania podzielane bez dowodu, a na ich miejsce, pod pozorem rozumu, wkradają się nowe mity. I tak z etykietą rozumności popularna była np. eugenika, ok. 70 tys. osób bezpowrotnie okaleczyły zabiegi lobotomii.
– Być może – mówi filozof – rozwój współczesnej medycyny, będący procesem racjonalizacji (metody niepewne, pozbawione mocnych dowodów zastępujemy coraz lepiej uzasadnionymi), odchodzenia od nienaukowych wyjaśnień świata, w procesie oświecenia także wytwarza mity. Czy są nimi nieomylność paradygmatu praktykowania medycyny EBM, nierzadko w decyzjach klinicznych ograniczonej do sięgnięcia do zhierarchizowanych pod względem statusu danych naukowych, z pominięciem oświadczenia lekarza i systemu wartości oraz preferencji pacjenta? A może genetyka jako kanwa leków celowanych i medycyny spersonalizowanej?
Zdaniem Jürgena Habermasa oświecenie jako projekt nadal trwa. W tekście Nowoczesność, niedokończony projekt stawia on tezę, że nie powinniśmy tego „niedokończonego projektu” zarzucić, a tylko ustanowić mosty łączące składowe sfery rzeczywistości, które straciły ze sobą łączność. Nauka skupia się tylko na nauce, nie zastanawia się, co jest piękne, a co dobre. A poniekąd np. piękno nie przestało być argumentem za tym, co jest naukowe, a co nie.
Piękno teorii matematycznych afirmuje Paul Dirac, geniusz mechaniki kwantowej, czy noblista Roger Penrose (nim zostaną dowiedzione, budzą przemożną intuicję naukowca, właśnie z powodu ich piękna). Oświecenie dążyło do ustanowienia obiektywnej nauki, uniwersalnej moralności i uniwersalnego prawa, a także autonomicznej sztuki (koncept sztuki dla sztuki). Zdaniem Habermasa tej autonomizacji towarzyszy powstawanie hermetycznej, zamkniętej kultury ekspertów. A ta z kolei – pokusę odrzucenia jej i skierowania się w stronę bardziej zrozumiałego niż „nauka dla nauki” doświadczenia potocznego i pseudonauki.
Zdaniem Michała Pawłowskiego populizm i polityczne odrzucenie elit – niszczenie autorytetów społecznych, moralnych, nauk prawnych, medycyny – ze sobą się łączą. Liberalne społeczeństwo ulega pokusie nadużycia wolności głoszenia poglądów, egoistycznego funkcjonowania w przestrzeni wspólnej. Narracja anty- okazuje się nośna. Daje grunt pod nogami i siłę przynależności do wspólnoty „wtajemniczonych”.
– Sprzyja temu globalizacja, coraz szybsze zmiany, nowe technologie. Czujemy się coraz mniej pewni w otaczającym nas świecie. Problemy społeczne i gospodarcze torują drogę przekazowi prostych nienaukowych wyjaśnień – mówi filozof.
Populizm naukowy kojarzy mu się z kiczem w sztuce. Od strony filozofii kultury uproszczonej wizji obiektów artystycznych, dającym poczucie dostępności, przewidywalności, zrozumiałości świata. – Ta analogia pozwala spojrzeć na problem populizmu inaczej. W wielu krajach w debacie publicznej próbowano populistyczne ciągoty odrzucać. Ale może trzeba w nich dostrzec sygnały informujące o realnych brakach do zaspokojenia – zastanawia się.
– Poparcie społeczne Trumpa nie wynikało z tego, że jego wyborcy są niewyedukowani, głupi i wrodzy wobec całego świata, ale z tego, że odczuwają niepewność co do swojego życia, otoczenia, przyszłości, szukają na to odpowiedzi. Być może antyszczepionkowców i osób lękających się spisku koncernów farmaceutycznych nie należy z wyższością przekonywać, dowodzić, że są w błędzie, tylko dostrzec ich realne lęki – istnienia tajemniczej władzy nad światem, tracenia kontroli nad swoimi ciałami (procedury i terminologia medyczna jest często poza granicami rozumienia) – i znaleźć na nie dobrą odpowiedź.
Źródło: „Służba Zdrowia” 11-12/2021