Autorzy analizy przyjrzeli się danym o pacjentach onkologicznych zgromadzonym w US National Cancer Database.
W bazie zidentyfikowano 281 chorych na nowotwory piersi, prostaty, płuca lub jelita grubego, którzy świadomie zrezygnowali z konwencjonalnych metod leczenia (chemioterapia, radioterapia, zabieg chirurgiczny) na rzecz medycyny alternatywnej. Baza nie zawierała informacji o tym, jaką konkretnie niekonwencjonalną metodę wybrał dany chory. Zdaniem autorów analizy do najpopularniejszych w USA w badanym okresie należały: zioła, homeopatia, specjalne diety oraz „kryształy energetyczne”.
Grupę kontrolną stanowiło 560 innych chorych na nowotwory (w podobnym przedziale wiekowym, z podobnymi diagnozami), którzy poddali się klasycznemu leczeniu.
Okazało się, że prawdopodobieństwo zgonu w ciągu pierwszych 5 lat od rozpoznania nowotworu było średnio 2,5 razy wyższe w grupie stosującej medycynę alternatywną.
Jeszcze większe różnice zaobserwowano w przypadku pewnych nowotworów. Przykładowo – u kobiet z rakiem piersi, które zrezygnowały z leczenia onkologicznego, ryzyko śmierci w ciągu 5 lat było niemal 6-krotnie większe w porównaniu do pań z grupy kontrolnej z tym samym rozpoznaniem.
Pięć lat od diagnozy przeżyło 79 proc. klasycznie leczonych pacjentów z rakiem jelita grubego oraz 33 proc. osób z tym nowotworem, które wybrały medycynę alternatywną.
Autorzy analizy zwracają też uwagę, że częściej po metody alternatywne sięgali chorzy bardziej zamożni. Tylko ich bowiem było na nie stać. Amerykańscy ubezpieczyciele, nie refundują, rzecz jasna, tego typu „terapii”, a zwykle nie należą one do tanich.
– Zioła czy diety może nie kojarzą się z wysokimi cenami, ale w rzeczywistości to multimiliardowy przemysł. Amerykańscy pacjenci wydają z własnej kieszeni znacznie więcej na tego typu metody niż na konwencjonalne leczenie – konkluduje dr Skyler Johnson, główny autor.
Źródła: Journal of the National Cancer Institute / New Scientist