26-letni Tang Gongwei pracował jako farmaceuta w jednym ze szpitali w mieście Hengyang (衡阳) w chińskiej prowincji Hunan. Mężczyzna nie założył jeszcze rodziny, mieszkał z rodzicami.
Właśnie mija 100 dni odkąd zniknął. Swoje motywy wyjaśnił w liście pożegnalnym. Zrobił to, ponieważ nie chciał obciążać swoich niezamożnych rodziców kosztami leczenia raka żołądka, którego u niego wykryto. Policja nie chce go szukać, ponieważ – de facto – mężczyzna nie zaginął, tylko dobrowolnie wyjechał. Znaleziono nawet dowód, że wykupił bilet kolejowy do Zhangjiajie, miejscowości położonej na terenie rezerwatu przyrody Wulingyuan, jednego z najpiękniejszych parków krajobrazowych na świecie.
Sprawa przykuła uwagę opinii publicznej w Państwie Środka. Zrozpaczeni rodzice mówią o okrutnej ironii – ich jedyny syn nie był, jak oni, prostym rolnikiem. – Był wykształconym farmaceutą, pracującym w państwowym systemie ochrony zdrowia. Ubezpieczenie zdrowotne zapewniał mu pracodawca, czyli szpital. Jeśli ktoś taki nie może liczyć na leczenie raka, to z tym systemem musi być coś nie tak.
Rodzina nie traci nadziei, że 26-latek żyje i odnajdzie się. Jego telefon, przez większość czasu wyłączony, czasem ktoś jednak włącza. Dochodzą wtedy (pojawia się potwierdzenie odbioru) pisane przez bliskich SMS-y.
Niemal 10 lat po wdrożeniu w Chinach ambitnego planu reform opieki zdrowotnej (na jego realizację przeznaczono ok. 130 miliardów dolarów) miliony mieszkańców tego kraju nie mają dostępu do terapii wielu poważnych schorzeń. Ubezpieczenia zdrowotne tylko w małej części obejmują leczenie chorób nowotworowych, a wiele stosowanych w onkologii leków w ogóle nie jest refundowanych.
Zachorowalność na nowotwory w Chinach (a właściwie – ich wykrywalność) gwałtownie wzrasta. Wskaźniki przeżycia są zaś bardzo niskie. W 2015 r. nowotwór zdiagnozowano u 4,3 mln Chińczyków. To niemal dwukrotnie więcej niż w 2010 roku. Przy czym są to dane oficjalne – realne mogą wyglądać jeszcze bardziej pesymistyczne.
Pięć lat od zdiagnozowania nowotworu złośliwego przeżywa w Chinach średnio ok. 20 proc. chorych mieszkańców wsi oraz 40 proc. pacjentów żyjących w miastach. Dla porównania – w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten jest bliski 70 procent.
Źródło: NY Times