Badania wykazujące korzystny wpływ muzyki na różne aspekty naszego zdrowia nikogo już nie dziwią. W najnowszym sprawdzono, jak muzyka działa na mózg osób z epilepsją.
Najczęstszą lokalizacją (80 proc.) ognisk padaczki w mózgu jest płat skroniowy. W tym samym obszarze znajduje się także kora słuchowa, odpowiedzialna m.in. za percepcję muzyki. Naukowcy z Ohio State University postanowili więc sprawdzić wpływ słuchania muzyki na aktywność bioelektryczną w mózgach epileptyków.
Badanie, które objęło 21 osób, prowadzono na oddziale monitorowania padaczki, łącznie przez niemal 2 lata. Uczestnikom wykonywano trwające kilkadziesiąt minut badanie EEG. W tym czasie odtwarzano im (w losowej kolejności) sonatę D-dur KV448 Mozarta bądź piosenkę „My Favorite Things” Johna Coltrane’a, rozdzielone 10-min okresem ciszy. Takie same testy przeprowadzono w grupie kontrolnej złożonej z osób zdrowych.
Ku zaskoczeniu uczonych, okazało się, że w czasie słuchania muzyki u chorych na padaczkę zaobserwowano tendencję do silniejszej (niż o osób zdrowych) synchronizacji fal mózgowych z muzyką, szczególnie w obrębie płata skroniowego oraz czołowego.
Część pacjentów z padaczką utrzymuje, że słuchanie muzyki zmniejsza u nich częstość napadów. Do tej pory wydawało się, że chodzi tu o działanie pośrednie – muzyka zmniejsza stres, który – jak wiadomo – jest ważnym czynnikiem ryzyka napadów. Badanie naukowców z Ohio pokazuje, że możemy mieć tu do czynienia także z innym, bardziej bezpośrednim oddziaływaniem muzyki na aktywność mózgu. Zdaniem autorów, interwencje muzyczne mogą stać się wartościową metodą wspomagającą klasyczne sposoby zapobiegania napadom drgawkowym.
Źródło: MNT