Medexpress: Wykonuje Pan Profesor wiele skomplikowanych operacji głowy i szyi, w tym u małych pacjentów z neurofibromatozami. Niestety guzy czasami odrastają. Jest też grupa chorych z guzami nieoperacyjnymi. Patrząc z Pana perspektywy, jakie są niezaspokojone potrzeby medyczne tej grupy pacjentów?
D.L.: To trudne pytanie, dlatego że przypadki dzieci z neurofibromatozami są bardzo różne. To bardzo zróżnicowana jednostka chorobowa, wręcz grupa różnego rodzaju podobnie wyglądających chorób, w zależności jak bardzo nasilona jest ta wada, jak szybko zaczyna funkcjonować w organizmie i jaka jest dynamika wzrostu guzów. Często są to dzieci, które musimy zacząć operować bardzo wcześnie. Robimy to wielokrotnie. I możemy pomagać im w przejściu przez te choroby, niwelować ból, problemy funkcjonalne jak np. uszkodzenie oczodołu czy gałki ocznej, nerwów wzrokowych przez występowanie guza w obrębie oczodołu, jamy nosowo-gardłowej czy innych miejsc na głowie. Natomiast najgorsza jest świadomość, że nie jesteśmy w stanie je wyleczyć. Tu rozwój medycyny przyniósł terapię celowaną. Aktualnie mamy taką jedną, coś co potrafi - tak nam się wydaje - zatrzymać postęp tej choroby. Oczywiście, kiedy mamy guz w mózgu, oczodole, w miejscu, które zaburza funkcjonowanie, i tak musimy wykonać zabieg, ale zastosowanie leku, który pozwoli na to, żeby guz nie odrósł, albo, w przypadku kiedy kierując się dobrem pacjenta, wykonamy częściowy zabieg, zostawimy jakiś mały kawałek, kiedy wiemy, że próba jego usunięcia niosłaby duże ryzyko, stabilizacja tego guza za pomocą terapii celowanej jest genialnym rozwiązaniem. Bo pamiętajmy, że ta choroba jest na całe życie, nie kończy się z wiekiem dziecięcym, ona nie znika. Jeśli więc jesteśmy w stanie ją zatrzymać, to jest to przyszłość medycyny.