Pod koniec 2016 roku część personelu amerykańskiej ambasady na Kubie zaczęła zgłaszać, że w swoich mieszkaniach lub pokojach hotelowych słyszy dziwne, uciążliwe dźwięki.
Opisywano je jako ukierunkowane, bardzo głośne oraz z czystą i trwałą barwą. Przypominały „buczenie”, „piski”, „szlifowanie metalu”, „odgłos świerszczy”. Hałasom towarzyszyły trudne do zdefiniowania doznania sensoryczne, niekiedy też wibracje podobne do drgań powietrza w samochodzie jadącym szybko z częściowo odsuniętą jedną szybą.
Dźwięki powodowały złe samopoczucie – zawroty głowy, nudności i znaczne pogorszenie słuchu. Ponadto - bóle głowy, bezsenność, trudności z koncentracją, zaburzenia widzenia. U trzech osób uszkodzenia słuchu okazały się bardzo poważne.
Przypominało to atak bronią soniczną (na Kubie bywa ona stosowana do rozpędzania ulicznych protestów), jednak tamtejsze władze kategorycznie zaprzeczały.
Waszyngton nakazał połowie pracowników ambasady powrót do kraju. Ci, którzy padli ofiarą tajemniczego ataku lub nieznanego schorzenia, po powrocie do domu wracali do zdrowia, jednak bardzo powoli. Wielu wymagało długiej terapii - w tym leków przeciwbólowych, nasennych i rehabilitacji słuchu. Po roku od opuszczenia Kuby tylko 7 spośród 21 skarżących się na wymienione dolegliwości osób było w stanie wrócić do pracy w pełnym wymiarze godzin.
Ustalenia przyczyny problemów zdrowotnych personelu ambasady podjęli się naukowcy z Center for Brain Injury and Repair (CBIR), placówki należącej do University of Pennsylvania.
21 osób (11 kobiet i 10 mężczyzn) poddano wszelkim dostępnym w tym ośrodku testom. Wyniki opublikowano 15 lutego w „The JAMA Network”. U pacjentów stwierdzono pewne cechy urazu mózgu, jednak nie udało się ustalić, co go spowodowało. Badania obrazowe mózgu nie ujawniały niczego, co dałoby się jednoznacznie zinterpretować.
- To przypomina wstrząs mózgu, ale bez wstrząsu mózgu – opisał swoje spostrzeżenia prof. Douglas Smith, dyrektor CBIR.
Naukowcy stwierdzili, że jest mało prawdopodobne, aby przyczyną tajemniczych dolegliwości był atak soniczny. Choć teoretycznie jest to możliwe (zarówno za pomocą ultra-, jak i infradźwięków), wydaje się mało realne przeprowadzenie takiego ataku z ukrycia.
Zgodnie z inną hipotezą, słyszane przed Amerykanów dźwięki tylko towarzyszyły jakiemuś innemu "czynnikowi zewnętrznemu", który był rzeczywistą przyczyną zachorowań. Jakiemu? Nie wiadomo. Wykluczono infekcje, kontakt z chemikaliami oraz zbiorową histerię (choć mogła ona odpowiadać za część przypadków, które wystąpiły, gdy o sprawie zrobiło się głośno).
Naukowcy nie poddają się. Zapowiedzieli przeprowadzenie kolejnych badań z udziałem byłego personelu Ambasady w Hawanie.
Źródła: JAMA / The Verge / CNN