Obecność mikroskopijnych cząstek plastiku w rybach i owocach morza od kilku lat niepokoi coraz szersze grona specjalistów zajmujących się ochroną środowiska oraz wpływem zanieczyszczeń na zdrowie ludzi i zwierząt.
Czas rozkładu plastiku – liczony w setkach lat – sprawia, że problem nieustannie narasta od lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to plastikowe opakowania zyskały na popularności. Szacuje się, że obecnie w morzach i oceanach dryfuje ok. 8 milionów ton plastiku.
Bezpośrednie zagrożenie dla organizmów żywych stanowią odrywające się od większych kawałków plastiku mikrocząsteczki, które tworzą w wodzie tzw. plastikowy smog. Gromadzą się one w organizmach morskiej fauny (np. ryb, skorupiaków) a następnie trafiają do ludzkich żołądków. Są na tyle małe, że z układy pokarmowego przedostają się do krwiobiegu, a dalej do narządów wewnętrznych. W efekcie, u osób, które jedzą duże ilości ryb i owoców morza, może to sprzyjać powstawaniu lub zaostrzaniu się wielu przewlekłych schorzeń.
Autorzy badania wyliczyli, że osoby, w których diecie dominują ryby i owoce morza, mogą w ciągu roku przyjmować z pożywieniem ok. 780 tys. maleńkich „okruchów” plastiku, z czego ok 4 tys. pozostaje na stałe w ich organizmach.
Naukowcy apelują o wprowadzanie rozwiązań promujących stosowanie, tam gdzie to możliwe, innych niż plastik materiałów oraz o skuteczniejszy recycling plastikowych odpadów. Niezależnie od skuteczności tych działań, na efekty trzeba będzie czekać wiele lat. Obliczono, że nawet gdyby dziś z oceanów zniknęły wszystkie plastikowe śmieci, mikrocząsteczki plastiku w mięsie ryb znajdowalibyśmy jeszcze przez co najmniej kilka dekad.
Źródło: Science World Report / The Independent